Właściciel Baszty Siedmiu Płaszczy ma do przyszłej środy zdjąć reklamę, którą umieścił bez zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jeżeli się odwoła, czasu będzie miał więcej.
Od ponad miesiąca na zabytkowej baszcie przy ul. Panieńskiej wisi napis reklamujący biuro nieruchomości, należące do właściciela zabytku. Napis (metrowej wielkości białe litery) został zamontowany bez zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków, co jest niezgodne z prawem. Ustawa o ochronie zabytków nakazuje bowiem, by przed umieszczeniem wszelkich tablic, napisów i nośników reklamowych na zabytkach reklamodawca uzyskał zgodę WKZ.
Dwa tygodnie temu Wojewódzka Rada Ochrony Zabytków zdecydowała, że napis trzeba zdjąć.
– 28 marca właściciel baszty dostał decyzję nakazującą demontaż liter. Od tego dnia przez dwa tygodnie decyzja musi się uprawomocnić. To znaczy, że do tego czasu można składać odwołania – mówi Tomasz Wolender z Biura Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. – Termin na odwołanie upływa w środę. Na razie do biura konserwatora nie wpłynęło żadne pismo od pana Piotra Drońskiego [właściciel baszty – przyp. red.]. Jeżeli odwołanie nie wpłynie, to będzie miał siedem dni na ściągnięcie napisu.
Ewentualne odwołanie musi być rozpatrzone przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
– Złożenie odwołania daje możliwość niewykonania tej decyzji, więc do czasu rozstrzygnięcia ministra napis będzie mógł wisieć – przyznaje Wolender. – Nie mogliśmy nadać pismu w sprawie zdjęcia napisów klauzuli natychmiastowej wykonalności, bo robi się to tylko w sytuacji zagrożenia życia lub naruszenia ważnego interesu społecznego.
Jeżeli właściciel nie ściągnie napisu, konserwator będzie ponaglał go upomnieniami, a jeżeli to również nie będzie skutkowało – może nałożyć karę (standardowo jest to ok. tysiąca zł).
Nie wiadomo, jaki będzie kolejny krok Piotra Drońskiego. We wtorek nie odbierał telefonów. Jak się dowiedzieliśmy, przebywa za granicą.
Andrzej Kulej, Gazeta Wyborcza, 10 IV 2007 r.
