Berlin Alexanderplatz

Olbrzymia, szeroko rozlana rzeka, prastara puszcza, groźny labirynt wielkiego miasta – to nie tylko znamienne motywy tej twórczości, ale także metafory określające jej charakter, ambicję ogarnięcia – wszerz i w głąb – wszystkiego, co istnieje, jej – jak to określa Wolfgang Grothe – pandemonizm. Nie harmonia jest postulowanym przez pisarza punktem dojścia, ale pełnia. Nie chce on redukować rzeczywistości do jednego dowolnie wybranego jej przekroju, do ujęcia arbitralnie uznanego za odsłonięcie jej złóż elementarnych, fundamentalnych. Chce natomiast, aby dzieło już techniką przedstawienia i układem kompozycyjnym sugerowało wielowymiarowość odtwarzanego świata, jego niepodatność na upraszczające schematyzacje.

Berlin Alexanderplatz, historia Franka Biberkopfa, byłego robotnika transportowego, który odbył karę więzienia za zabójstwo, został zwolniony i pragnie zacząć nowe życie, jest w pierwszej warstwie powieścią obyczajową z życia berlińskiego lumpenproletariatu i świata przestępczego. Jako autor tej powieści Döblin sprzeniewierza się teoretycznym założeniom ekspresjonizmu, przedkładającego typy nad charaktery, „człowieka w ogóle” nad konkretne „ja”. Daje bowiem całą galerię postaci narysowanych mocno, wyraziście, silnie zróżnicowanych, niczym u klasyków realizmu, i mocno osadzonych w równie troskliwie, z niesłychanym bogactwem szczegółów odmalowanej panoramie wielkomiejskiego życia. Toteż wielu zwiodła owa realistyczna panoramiczność. Ekranizacja powieści na przykład zredukowała ją do erotyczno-kryminalnego melodramatu „z życia niższych sfer towarzyskich stolicy”.

Stolica ta to jednak dla autora coś więcej niż statyczne tło akcji, to jeden z bohaterów powieści. Z montażu gazetowych notatek i ogłoszeń, urzędowych obwieszczeń i komunikatów, urywków śpiewanych podówczas szlagierów kształtuje się wizja swoistej formy życia Berlina – miasta, miasta – kolosa zamykającego w swych murach miliony istnień ludzkich. I co ważniejsze: zdolnego oddziaływać na nie, na ich losy, na ich styl życia i myślenia. Jest to oddziaływanie równie skuteczne, jak oddziaływanie puszczy w „Podróży do krainy wiecznego życia”, ale gatunkowo całkiem odmienne.

Dla Berlina nie istnieje Biberkopf. Nie istnieje zresztą w ogóle konkretny, żywy człowiek. Istnieją jedynie funkcjonariusze, użytkownicy, przechodnie, kierowcy, sprzedawcy, nabywcy, interesanci. Z punktu widzenia żelazo-betonowego molocha człowiek istnieje wyłącznie jako to, co może być ilościowo obliczone i wpisane w rubryki odpowiednich statystyk. Zdehumanizowana kultura świata kapitału, produkcji, dywidendy nie jest nawet wroga wobec człowieka, ona go po prostu spożytkowuje – jak rudę, węgiel, drewno…

Wkroczenie do utworu Berlina jako bohatera przeobraża powieść obyczajową w społeczną: ukazuje obiektywne warunkowania losu Franka Biberkopfa. To nie tylko od jego siły charakteru zależy, czy zostanie – jak tego pragnął – porządnym człowiekiem. To zależy również od miejsca, jakie sobie w tym mieście znajdzie, od działających na tym miejscu praw i sił wielkomiejskiego życia.

Rzecznikiem tych sił wobec Biberkopfa stanie się Reinhold. Ten Reinhold to kreacja charakterograficzna na miarą szekspirowskich łotrów. Tamci jednak, jak Jago, Ryszard III, są demonami-buntownikami: stanąwszy na rozdrożu między dobrem i złem, świadomie wybrali zło. On jest demonem-pasożytem. Ani myśli buntować się przeciw porządkowi miasta. Pragnie go tylko maksymalnie wykorzystać dla własnej korzyści i dla zaspokojenia swoich plugawych, niszczycielskich instynktów. Jest to człowiek nie tylko do gruntu zły, ale również do gruntu wstrętny. I przez to właśnie, w groźny i odrażający zarazem sposób, wyrasta nad miarę ludzkiej przeciętności. Tą swoją ohydną niezwykłością fascynuje poczciwego a niezbyt rozgarniętego Biberkopfa, któremu odbiera wszystko i którego niszczy z zimną, zaciekłą a całkowicie bezinteresowną złością. Dopatrywano się w Reinholdzie karykatury Hitlera. Owszem, nie trudno doszukać się analogii między opryszkiem detalistą i opryszkiem hurtownikiem, ale mimo to Reinhold interesuje nas raczej jako reprezentant określonego typu ludzkiego i jako produkt określonych warunków socjalno-ekonomicznych niż jako karykatura poszczególnego osobnika, choćby nawet tym osobnikiem miał być „Reichskanzler und Hauptmann einer Rauberbande”. „Cóż nas obchodzi – powiada Chesterton – czy Arystofanes trafnie przedstawił Kleona, który umarł, skoro doskonale odmalował demagoga, który jest wieczny?”.

Ciekawsza zresztą wydaje mi sią w wypadku Reinholda sprawa inna: wielofunkcyjność tej postaci związana z wielowarstwowością dzieła. A więc, jak już powiedzieliśmy, typ zbrodniarza silnie osadzony w określonej rzeczywistości społecznej i historycznej. Ten typ wszakże wcielony jest nie w alegoryczną figurą, ale w jedną z najwyraziściej zarysowanych postaci obyczajowej warstwy powieści. Kiedy jednak rozpatrzymy jego rolę w dramacie Franka Biberkopfa, zafascynowanego złowrogim urokiem swego pseudoprzyjaciela, postać Reinholda nabiera cech symbolicznych, staje się uosobieniem nie tylko wspomnianego wyżej pasożytniczego demonizmu, ale autentycznego szataństwa.

Uwodzi on Biberkopfa siłą (do pewnego momentu) ciągle zwycięską, konsekwencją postępowania, jednolitością charakteru, zimną rzeczowością, cynizmem. Tym, czego najbardziej we Franku nienawidzi, jest pragnienie „porządności”. Franek natomiast oddaje się sam pod jego władzę już przez to, że zbyt naiwnie i ciasno pojmuje ową „porządność”, a przy tym uważa, iż za samo dążenie do niej należy mu się premia w postaci sukcesu życiowego. Jest w gruncie rzeczy egotystą, egoistą i filistrem, toteż łatwo staje się łupem diabła i pada ofiarą jego okrucieństwa – niczym Hiob (do którego historii powieść się zresztą odwołuje). Ale też raz jeszcze owa siła, która wiecznie chce zła a tworzy dobro, przyśpieszy swoimi bolesnymi, niweczącymi ciosami narodziny nowego człowieka.

Od tej strony widziany staje się Reinhold figurą Kusiciela z misterium, tak jak Franek Biberkopf staje się Każdym, o którego duszę walczą złe i dobre moce. Powiedzieliśmy: misterium, Robert Minder mówi: ,,religiöses Lehrgedicht”. Niekoniecznie trzeba to jednak rozumieć w ten sposób, że już w tym utworze, należącym jeszcze do „pogańskiego” – jak się sam Döblin wyraził – okresu jego twórczości, daje on rozwiązanie par excellence chrześcijańskie. Wprowadzone do powieści motywy biblijne z księgi Hioba, z opowieści o Abrahamie i Izaaku czy z Apokalipsy mogą być interpretowane jako metaforyczne wykładniki procesów dokonujących się w podświadomości bohatera (o tym, że Döblin interesował się psychoanalizą nie tylko jako lekarz, ale również artysta, świadczy choćby jego młodzieńcza powieść Der schwarze Vorhang). Niewątpliwie jednak wypowiada się w Berlin Alexanderplatz i w całej zresztą twórczości Döblina ta rudymentarna i podstawowa forma przeżycia religijnego, którą James określa jako całkowitą reakcję na życie.

Stefan Lichański, z przedmowy do powieści Berlin Alexanderplatz. Dzieje Franciszka Biberkopfa, Warszawa 1979.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biblioteka, Kultura i Sztuka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.