Święta w Stettinie

Wigilia rozpoczynała się zwykłym porankiem. Wszystkie sklepy były otwarte, śniadanie nie różniło się niczym od tego codziennego, obiad był już troszkę prostszy niż zazwyczaj. Potem następowało wielkie sprzątanie, pucowanie butów, ubieranie choinki. Czasem pod domy podjeżdżała żółta furgonetka, z której trzeba było przenieść rozmaite pakunki. Ciekawe co było w środku…

Późnym popołudniem w Wigilię Bożego Narodzenia ulice wyludniały się. Świąteczne dzwony rozbrzmiewały w całym mieście, dzwony kościoła św. Jakuba (St. Jakobi), wieży zamkowej, kościoła Bugenhagena, św. Gertrudy na Łasztowni, kościoła garnizonowego i Propsteikirche, św. Łukasza (St. Lukas) i Heilandskirche na Grünhofie. Do nich dołączał Kreuzkirche, St. Nikolai-Johannis na Turzynie… nie można też zapomnieć o dzwoneczkach z kościoła św. Piotra i Pawła, Friedenskirche na Grabowie i św. Mateusza na Bredow. Podobnie meldował się Lutherkirche na Pommerensdorfie. Wkrótce całe miasto rozbrzmiewało radosną pieśnią.*


Paradeplatz




Był to znak dla mieszkańców Stettina, że należy się udać do kościoła. Tam wszyscy zgromadzeni brali udział w specjalnym nabożeństwie z muzyką, tzw. Christvesper czy Christmesse. […] wszyscy byli gotowi do drogi, na nabożeństwo na Krzekowie. To było dobre pięć kilometrów – pół godziny drogi do pierwszej na Zachodzie wsi za miastem. […] Szybko się ściemniało, a ulice nie były jeszcze wtedy oświetlane. Ścieżka była często zatarta, tam gdzie drzewa i kamienie graniczne ją osłaniały. Na początku drogi natrafialiśmy jeszcze na ślady stóp, tam były jeszcze zamieszkane obszary, chociaż już niezbyt gęsto, ale potem królowały już tylko puste pola, na lewo i prawo. Podnosiliśmy kołnierze, otulaliśmy się kurtką i korzystaliśmy z pozostawionych w śniegu śladach naszych poprzedników. Ostatni odcinek prowadził lekko pod górę, tak, że można było zobaczyć światła pierwszych domów we wsi. Wiedzieliśmy, że dotarliśmy już do celu. […] Tutaj na wsi wyraźnie było widać różnicę między dniem świątecznym a zwykłym. Zwłaszcza po tym, co się miało na sobie. Wszyscy byli odświętnie ubrani i wypięlęgnowani… wyglądali tak radośnie. […]**.

Odprawiano nabożeństwo, podczas którego wierni z płonącymi w ręku świecami odśpiewywali psalmy. Jako pierwsze dźwięk wydawały organy, a chór złożony z wiernych i duchownych odpowiadał. I tak śpiewano ściśle ustalone pieśni w określonej kolejności. Każdy w kościele trzymał w ręku światło, coś w rodzaju lampionów, pięknie przyozdobiony i często dziedziczonych z pokolenia na pokolenie.

W kościołach wznoszono także szopki. Figurki w nich ustawione pochodziły często z zakładu dla zaniedbanej młodzieży na Żelechowej. Inicjatorem tej działalności i opiekunem młodzieży był Gustaw Jahn, kierownik ruchu ewangelicznego „Innere Mission” na Pomorzu. Zwyczaj szopek przywędrował do Szczecina z południowych Niemiec i rozprzestrzenił się na Pomorzu w XIX w. Raz w ciągu świątecznego okresu, figurki wykonane z drewna czy papier-mâché zastępowały żywe postacie. W przedstawieniach tych brały udział przede wszystkim dzieci szkolne.

Po powrocie do domu zasiadano z rodziną, dzieci śpiewały kolędy „Stille Nacht, Heilige Nacht” czy „Vom Himmel hoch, da komm’ ich her”, recytowały bożonarodzeniowie historyjki. W domu panował nastrój radości i zabawy.

* T.Rubarth, Weihnachten in Stettin, „Stettiner Nachrichten” 1953.
** G.Gossow, Was könnte wohl drinnen sein, „Stettiner Nachrichten” 1978, nr 12.

Dodatkowa literatura:
Weihnachtsgeschichten aus Pommern, herausgegeben von Gundel Paulsen, Husum 1991.
L. Turek-Kwiatkowska, Życie codzienne w Szczecinie w latach 1800-1939, Szczecin 2002.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ciekawostki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.