Eliasz Rajzman

Szerokie, długie, szarzeją rodzinne drogi –
Tafla Prypeci mieni się. u mych drzwi
(…)
Pośród łąk przestrzennych miasteczko Ratno,
Do domku tuli się domek stojący na szlaku,
Mój dom – i blade topole naprzeciw okna,
Co świtem zgarniają cienie z mego dachu.

(przekład Józefa Bursewicza)

W owym Ratnie koło Kowla na Wołyniu, 8 lipca 1909 r. urodził się poeta Eliasz Rajzman. Marzeniem ojca – garbarza – było wykształcenie syna na duchownego, posłał go więc do chederu. Nauczył się tam Eliasz hebrajskiego (również w tym języku będzie w przyszłości pisał swoje wiersze), ale rabinem nie został. Musiał się zabrać do cholewkarstwa, ażeby pomóc rodzinie borykającej się z nędzną egzystencją. Dalsze dzieje to służba 22-letniego Eliasza w Armii Czerwonej: udział w obronie Kaukazu, potem Kazachstan, Kirgizja, Ural.
I powrót do Kowla-Ratna.

Tu dowiedział się, że jego najbliżsi zginęli.


W wierszu „Zielone drzewo” poświęconym pamięci żony Tajbł i synka Pinchesa, zamordowanych przez hitlerowców, rozmawia z niebem, wiatrem, obłokami, a zwłaszcza zielonym drzewem, do którego zwraca się z pytaniem jak to się stało, że wokół wygasło życie. Tylko ty – mówi poeta do znanego z dzieciństwa ocalałego drzewa – pojmiesz moje milczenie.

Tylko ty pojmiesz takie nieszczęście
Zieleń się drzewo zieleniej jeszcze
Bo dźwigasz moje sny i rozpacze.

(przekład Urszuli Kozioł)

A potem rozpoczyna się daleka wędrówka Rajzmana ścieżkami wielkich powojennych migracji.

W maju 1946 r. dotarł na Pomorze Zachodnie, do Choszczna. W ówczesnym choszczeńskim powiecie znalazł Eliasz Rajzman wraz z żoną Marią zatrudnienie jako pracownik fizyczny w rolniczym majątku państwowym. Od 1947 r. pracował w Osadniczej Spółdzielni Produkcyjnej Kania, w dawnym powiecie stargardzkim. W sielskim żywocie przeżył Eliasz swoje małe szczęście. Członek żydowskiego kolektywu rolnego, rolnik-spółdzielca produkcyjny, w trzecim roku objęcia ziemi zachodniopomorskiej przez Polskę napisał wiersz zatytułowany „Na rodzinnej ziemi”, w którym uderza nas afirmacja spokojnego, wiejskiego życia, identyfikacja z tym miejscem i życiem, z jego harmonią.

Serce moje związane
z każdym źdźbłem i kłosem żyta
(…)
Wzdłuż zagonów biegnie szosa
koronami dębów tkana
ponad nimi ciągną chmury
wozy pachnącego siana
(…)
Świeci pole, błyszczy kosa
srebrne dźwięki krok mój wiodą
syta będzie moja wioska
miasto me nie zazna głodu

(przekład Horacego Safrina)

Do Szczecina przeniósł się na stałe w marcu 1949 r., podejmując pracę krojczego w spółdzielni skórzanej „Galanteria”. Krojczy…

Garbarz, cholewkarz, żołnierz, robotnik rolny i krojczy.

I jeszcze – reżyser amatorskiego teatrzyku. Reżyserowaniem zajmował się w latach 1967 – 1971 w Kole Dramatycznym przy Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów w Szczecinie. Ale nade wszystko był poetą.

Urodził się poetą i przez całe dojrzałe życie wyrażał w poezji to, czego doświadczał, co odczuwał w zetknięciu z przyrodą, ze światem człowieka.
Zadebiutował w 1933 r. na łamach ukazującej się w Warszawie gazety żydowskiej „Fołks Cajtung”. Tom wierszy pod tytułem „Felder grinen” („Zielenieją pola”) wydał w 1949 r. w „Jidysz Buch”, a w następnych latach, w tym samym wydawnictwie i również w języku jidysz, ukazały się zbiory: „Ch’hob farflanct a bojm” („Przesadziłem drzewo”), „Alajn mit zich” („Sam ze sobą”), „Ich hob zich ojsgetrojmt a zum” („Wymarzyłem sobie słońce”), wreszcie w 1967 r. „Di szprach fun dajne ojgen” („Mowa twoich oczu”).

Rajzman znany był czytelnikom żydowskich gazet i periodyków literackich, w Polsce – gdzie drukował przeważnie w dodatku kulturalnym do „Fołks Sztyme” – a także w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Izraelu, Związku Radzieckim, Francji, Urugwaju, Brazylii, Republice Południowej Afryki. Pisał w jidysz, hebrajskim, polskim, ukraińskim, rosyjskim.

Spuścizna poety przełożona została na język polski przez wielu tłumaczy: Katarzynę Suchodolską, Arnolda Słuckiego, Stanisława Wita-Wilińskiego, Urszulę Kozioł, Jadwigę Adler, Horacego Safrina, Mariana Grześczaka, Józefa Bursewicza, Tadeusza Nowaka, Jakuba Zonszajna. Przekłady te zawarte są w tomikach: „Jesienne drzewo”, „Spalony gołąb”, „Modlitwa wilka”, w almanachu „Szczecin literacki” z 1958 r.; wiele jego wierszy zamieściły szczecińskie „Spojrzenia”.

Nie przetłumaczony dorobek, zwłaszcza poematy, nie są znane polskiemu czytelnikowi. Przełożenie tej części spuścizny wybitnego poety wydaje się istotną potrzebą i frapującą szansą. Wypada przy tym podkreślić, iż to, co otrzymaliśmy dotąd od tłumaczy i dzięki nim – dar Eliaszowej poezji – ukazuje nam w szacie polszczyzny Rajzmana niezwykle wielobarwnego, aczkolwiek zarazem zdumiewająco jednorodnego. I to jest właśnie ów nieoceniony ślad Eliasza Rajzmana w literaturze polskiej, ślad osobny i wyraźny. Dlatego – i w tym przekonaniu – czekam na przekłady następne.

Eliasz tęsknił za ziemią swego urodzenia i dzieciństwa – za Ratnem, za Wołyniem. Jego bliscy przyjaciele powiadają, że nie wyjechał do Izraela, ponieważ darzył ciepłem tych wszystkich, którzy przybyli do Szczecina z krainy jego dzieciństwa, z tamtych stron. Siadów stamtąd szukał na antypodach. Korzenie były naderwane, ale tą resztką wczepiał się jak potrafił w napływowe szczecińskie społeczeństwo – mówi o nim Katarzyna Suchodolska, pisarka i tłumaczka jego wierszy. W utworze „Z głębi pamięci” Eliasz wyznaje: We wszystkie strony świata / zwracałem oczy. l Obłok rozpalał się czerwienią, / u wezgłowia rzeki / kotwicą zarzuciła tęcza.

To Eliasz był tą tęczą. Dla mnie tęcza uosabia Rajzmana amalgamatycznego, mozaikowość kulturowych uwarunkowań. Bo przecież był i wołyński, i szczeciński, i jednorodny ton – dominanta specyficznie żydowska – brzmi w jego poezji, a zarazem jego życie i poezjowanie, z jakże bogato zróżnicowanych wypływają źródeł. Wiersz „Z głębi pamięci” to świadectwo Eliaszowych poszukiwań, rozterek i jakby decyzji – rezygnacji: oto tęcza zarzuciła kotwicę.

W Szczecinie mieszkał Eliasz Rajzman w mrowiskowcu – wieżowcu przy ul. Unisławy 1. Często spotykałem go – mieszkałem przy pobliskiej ul. Malczewskiego – podążającego z tego swojego betonowego „gniazda” na przechadzkę do parku Żeromskiego.

Jaki był?

Niezbyt wysokiej postawy, na mocnych barkach solidnie osadzona posągowa głowa. I ten jego przyjazny ludziom uśmiech… W wierszu „Nic” (przekład A. Słuckiego) wyjawiał: Uśmiech po matce, / po ojcu / rozum, / po dziadku / odziedziczyłem prostotę.

Czy można rzec, że Eliasz Rajzman był szczeciński? nadmorski? Raczej unikałbym takiego przypisywania go do regionu. Na pewno czuł się z tą swoją nową i ostateczną – bo tu umarł – ziemią, związany. Swoje zgliszcza do twoich doniosłem (…) / Przybysz / nie wołany, nie witany / Swoje zgliszcza na twoich grzebałem, żeby także / jak ja / ocalały. („Miasto rozległe” przekład K. Suchodolskiej). A w innym wierszu, którego tytuł zawiera wręcz wyznanie: Moje miasto przestronne, przetłumaczonym przez A. Słuckiego, znalazł słowa podziwu, by nie rzec przywiązania, a trzeba wiedzieć, że to wyjątkowa wylewność poety operującego zazwyczaj tonem ściszonym: Miasto przestronne, piękniejesz pozłotą / świtów, i jeszcze ci pięknieć potrzeba! / Tu dąb, tam klon, / tam grab, magnolia skąpana w złotym lecie /…/ Dni nowe płyną, niby ławice, / jak młodzi marynarze z rejsów dalekich /…/

Wzruszające wyznanie zawarł również w wierszu „Nad Odrą”:

Nad brzegiem Odry stoję zamarły, bez ruchu,
jak niegdyś nad Prypecią, młodości rzeką
(…)
Głowę podnoszę, nagłym olśniony zachwytem –
zmierzch stubarwną paletą maluje Szczecin.
Miasto moje! Świecisz niby okręt pod żaglem
(..)

(przekład Arnolda Słuckiego)

W listopadzie 1974 r. podczas pobytu w szpitalu napisał Eliasz, po polsku, wiersz „Noc”. Utwór ten zawiera jak gdyby skondensowaną w najprostszych, nieomal suchych stwierdzeniach, mądrość Eliasza umierającego, zamykającego swoją drogę, wędrówkę. A noc miłościwa / ptasim krokiem / wzdłuż ścian się poruszałby jęki / i jarzącego się bólu / usypiać, ukoić, u wezgłowia kogoś / westchnienia / ostatnie pożegnać /…/ a ciężkich dzwonów dźwięki / rozległym echem / w próżni wołają: / Mortuos plango! / Plan-go…/ .

Eliasz Rajzman zmarł w Szczecinie 20 stycznia 1975 r. Na szczecińskim cmentarzu spoczywa ten, który porównywał swój los na ostatnim etapie życia, los szewca, poety, wędrowca, człowieka, do samotnego drzewa nad morskim brzegiem. I do nici we wzorze Boga.

I jeślim się
zaplątał
jak snu nić w Twoim wzorze
Ty mnie wyrwij zeń, Boże!

(przekład Arnolda Słuckiego)

Umarł po przejściu szlaków i ścieżek jak skręcone węże, po wędrówce wzorem wołyńskich dróg wiodących z Ratna-Kowla przez Kazachstan, Kirgizję, Ural, na polskie Pomorze Zachodnie, przez ożywczą kąpiel w sielankowym wiejskim bytowaniu, które zmyło zeń trud tamtego transkontynentalnego wędrowania, aż do pobytu szczecińskiego. W wierszu „Dalekie stulecie”, przełożonym przez J. Bursewicza, znajdujemy jakby ostateczną konstatację poety i mędrca: Na drogach po mnie pozostały / Lata na starość / Jak skręcone węże / Odpoczywać będą pod najtrwalszym niebem / Opisane alfabetem gwiazd / A czas w chwastach zagubiony / Pajęczynę będzie plótł / W szarej próżni / Między światem zaginionym / Między światem narodzonych.

Mariusz M. Czarniecki, Eliasz Rajzman 1909 – 1975. Na drogach po mnie…, [w:] Ku Słońcu 125. Księga z miasta umarłych, pod red. M. Czarnieckiego, Szczecin 1987.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Szczecinianie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.