Część historii Seedienst Ostpreussen

Po podpisaniu Traktatu Wersalskiego w 1919 roku Prusy Wschodnie zostały oddzielone od Rzeszy polskim korytarzem. By zapewnić regularne połączenie, oddano do dyspozycji Rzeszy kolej. Jednak, według znalezionych przeze mnie informacji, w przejeżdżających przez terytorium Polski pociągach musiały być blokowane i zamykane okna i drzwi. Później z pomocą przyszła także Lufthansa. Niestety jej możliwości przewozowe były o wiele bardziej ograniczone i mniejsze w porównaniu do kolei. Można było także próbować samemu pokonać terytorium Polski samochodem. Podobnie jak w przypadku pociągu, nie było to łatwe. Nasuwał się oczywisty pomysł stworzenia połączenia morskiego na potrzeby Prus Wschodnich. I tak się stało.

Do wybuchu II wojny światowej z tego połączenia skorzystało kilkadziesiąt tysięcy osób. W samym tylko roku 1933 tą drogą przetransportowano 54 000 osób. Statki pływały głównie na trasie ze Szczecina do Piławy i Królewca. W roku 1935 uruchomiono połączenie także z Kilonią, Travemünde, Warnemünde, Binz, Sassnitz, Sopotem, Memel i Libau. Nie udałoby się to, gdyby nie wkład szczecińskich stoczni.

Po raz kolejny udało mi się zebrać i przedstawić Wam, mam nadzieję, że w dość ciekawy sposób, kilka informacji na temat „szczecińskich dzieci”, które drogę swojego życia rozpoczęły w stoczniach przedwojennego Szczecina. Do życia zostały one powołane, by służyć w „Seedienst Ostpreussen” i sławić dobre imię Stettina. Jednak zawierucha wojenna pokrzyżowała te zacne plany. Dzięki nowym inwestycjom dało się jeszcze w tych ciężkich czasach na pochylniach stoczniowych Stettina słyszeć stuki młotów. Dzięki nim pojawiło się na terenach stoczniowych życie…
Początkowo zlecenia przekazano i Vulcanowi i do Stettiner Oderwerke. Chciano wtedy wybudować dwie pierwsze, bliźniacze jednostki: „Hansestadt Danzig” oraz „Preussen”. Pierwszy z nich to dzieło pracowników stoczni Vulcan, drugi zaś – Oderwerke. Mimo, iż mieli to być „bracia bliźniacy”, można było dostrzec niewielkie różnice. Począwszy od wyporności (różniły się o całe 57 BRT), a kończąc na wyglądzie zewnętrznym, jak to wtedy określano – na „ładniejszym poprowadzeniu linii”. Zdania były wtedy podzielone, jednak to właśnie pracownicy Vulcanu wprowadzili kilka zmian. Projekty obu jednostek powstały w Stettiner Oderwerke. 17 marca 1926 roku obie jednostki były gotowe do wodowania. Było to wielkie wydarzenie dla Stettina.
„Hansestadt Danzig” dopiero 17 lipca 1926 roku rozpoczął służbę w „Seedienst Ostpreussen”. Natomiast „Preussen” 26 sierpnia 1926 roku odbywał jeszcze próbny rejs. Całe szczęście, że to właśnie wtedy wychwycono jeszcze niedociągnięcia. Musiał „Preussen” wrócić do stoczni, by usunięto jak najszybciej usterki.
I o to nadszedł rok 1933, jak się później miało okazać – bardzo ważny dla Stettiner Oderwerke. Dokonano wtedy przedłużenia „Hansestadt Danzig” o 10,5 m, co było konieczne i narzucone przez ubezpieczyciela, by poprawić warunki bezpieczeństwa. Jednostka dzięki temu miała być bardziej stabilną podczas rejsu. Rok później, tj. w 1934 identyczny zabieg przeszedł „Preussen”.

Rok 1934 przyniósł także „Seedienst Ostpreussen” rozpoczęcie budowy kolejnego „pracownika”. Był nim „Tannenberg”. Już 16 marca 1935 roku był gotowy. Całe miasto świętowało. W szkołach odwołano zajęcia. Wśród gości zauważyć można było Feldmarszałka von Mackensena. 12-letnia kuzynka ówczesnego Marszałka Rzeszy, Gertud von Hindenburg, przeprowadzała akt wodowania. Butelka szampana przygotowana, uderza o burtę i… prawie nic. Jednostka przesunęła się zaledwie o kilka metrów i zatrzymała się. Zapanowała przejmująca cisza, ogromne rozczarowanie. Nie tego spodziewano się po latach kryzysu przemysłu stoczniowego.
Ostateczne wodowanie odbyło się jakiś czas później już bez tak ogromnej fety. Pierwszy rejs miał miejsce dopiero 15 sierpnia 1935 roku. Czyżby zły omen?
Do „Seedienst Ostpreussen” dołączano w roku 1936 kolejne jednostki. Były nimi znane „Hertha” i „Odin” oraz unowocześniony w Stettiner Oderwerke „Kaiser”. Jego historię powojenną mogliście poznać już z artykułu o „Beniowskim”.

Rok 1938. Z powodu kryzysu w Sudetach Kriegsmarine rozpoczęła tzw. „Mob-Fall” (Moblimachung). W myśl tych działań „Preussen”, „Hansestadt Danzig” oraz „Tannenberg” miały być przystosowane do stawiania min. Sprawdzały się także jako jednostki pomocnicze przy przemieszczaniu wojsk. W przeddzień inwazji na Danię batalion majora Gleina został załadowany w bazie w Travemünde na duży stawiacz min „Hansestadt Danzig”, lodołamacz „Stettin” i dwa eskortowce. Wieczorem 8 kwietnia cały ten zespół dowodzony przez kmdr. ppor. Schroedera opuścił bazę i bez przeszkód przebył 140 mil dzielących go od Kopenhagi. Nie miał on żadnych trudności z wejściem do portu. Wkrótce stolica Danii bez oporu znalazła się w rękach wojsk niemieckich.
Także w innej części Bałtyku „Seedienst Ostpreussen” dzielnie służyło Kriegsmarine. Podczas stawiania drugiej, dużej zapory minowej, nazwanej „Apolda” brały udział okręty zespołu „Nord”, złożonego z trzech dużych stawiaczy min, kutrów torpedowych i trałowych. Największym stawiaczem min w tej grupie był „Tannenberg”, wybudowany w 1935 roku, drugim – „Hansestadt Danzig” oraz „Brummer”. Zagroda, którą wtedy postawiono blokowała całe niemal wejście do zatoki między wyspą Hiuma a grupą fińskich wysp Rosala.
Ciekawe tylko jak dalej potoczyłyby się losy tych statków, może nawet działania na Bałtyku, gdyby nie nadszedł dla nich „ten sądny dzień”. Dnia 9 lipca 1941 roku flota niemiecka poniosła dotkliwą stratę w swej flocie. Spowodowana ona została wprawdzie nie w bezpośrednich działaniach bojowych, ale była niejako ich następstwem. W dniu tym z Finlandii do Niemiec wracał zespół minowy po ładunek nowych min. Obawiając się ataków radzieckich okrętów podwodnych, jednostki niemieckie podążały w pobliżu wybrzeży Szwecji. W godzinach popołudniowych minęły Cieśninę Kalmarską, oddzielającą wyspę Olandia od Szwecji i już zamierzały prostym kursem podążać do Niemiec, ale podczas wykonywania zwrotu zboczyły nieco z trasy i weszły na szwedzką zaporę minową. Katastrofa wydarzyła się w odległości około 4 mil na zachód od południowego cypla Olandii. Pierwszy wybuch nastąpił o godzinie 18:40. Zanim okręty zastopowały maszyny, eksplodowało kilka dalszych min. Skutki były straszne. Jeden po drugim zatonęły trzy duże stawiacze min wraz z częścią załóg: „Hansestadt Danzig”, „Tannenberg”, „Preussen”. Czy to właśnie obecność „Tannenberga” przyniosła niemieckiej marynarce tego pecha? Być może po prostu błąd lub małe niedopatrzenie załogi były tego przyczyną?
Tylko „Marienburg”, niedokończony, po wodowaniu odprowadzony na Jezioro Dąbie, mógł spokojnie przeczekać okres wojny. Po jej zakończeniu został przejęty przez Rosjan, odprowadzony do stoczni Mathias-Thesen-Werft i tam dokończony. Do roku 1980, kiedy to został zezłomowany w Barcelonie, można było go podziwiać pod nazwą „Lensowjet” a później jako „Abkhazia”.

„Hansestadt Danzig” zatonął 9 lipca 1941 roku na pozycji 56012’N-16017’O (9 osób zginęło)
„Preussen” zatonął 9 lipca 1941 roku na pozycji 56012’N-16017’O (4 osoby zginęły)
„Tannenberg” zatonął 9 lipca 1941 roku na pozycji 56012’N-16017’O (10 osób zginęło) Podaje się, iż z dna w latach 1952/53 został podniesiony tylko „Tannenberg”, a inne z kolei, że wszystkie w/w trzy okręty zostały wydobyte i zezłomowane.
„Odin” 7 sierpnia 1944 roku został trafiony torpedą podczas szkolenia na Zatoce Gdańskiej. Przyczyny jego zatopienia po dziś dzień nie zostały wyjaśnione
„Hertha” 19 stycznia 1947 roku w pobliżu Pireusu zatonęła w wyniku eksplozji pieców (mylnie często podaje się, iż weszła na minę)

Literatura:
K. H. Drewelow, Stettiner Oderwerke.
E. Kosiarz, Druga wojna światowa na Bałtyku, Gdańsk 1988.
K. Pittelkow, R. Schmelzkopf, Heimathafen Stettin, Strandgut 1987.
„Stettiner Burgerbrief“ 1992.
„Stettiner Burgerbrief“ 2003.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Technika i Komunikacja. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.