Cokolwiek napisać o Franciszku Gilu, bÄ™dzie legendÄ…. A te sÄ… potrzebne, bo bez nich, bez mitu, nie ma życia. Im odważniej wkraczamy w historiÄ™, tym głębiej wnikamy w legendy, w tÄ™ pomrokÄ™, w to wiecznie wzbudzone i wzburzone morze. W to kłębiÄ…ce siÄ™ życie. Ale legendy to nie tylko owe domyÅ›lane ksiÄ™gi przypisów do podrÄ™czników historii, to także wszystko, co nie dopowiedziane, co zaczyna siÄ™ zawsze, ilekroć odchodzimy od miejsca zdarzeÅ„, albo ilekroć odchodzi od nas czÅ‚owiek. On pogrąża siÄ™ coraz bardziej w cieÅ„, a nasz wzrok, wciąż sÅ‚abszy i sÅ‚abszy, dostrzega już tylko postać, jej zarysy, jej mroczne kontury… I choć oczy wysilać, choć rÄ™ce ku tym, co nas opuÅ›cili wyciÄ…gać, czas, okrutny dla nas czas, nie pozwala niepokoić tych, którzy pewnego dnia tak trwale i tak ostatecznie zatrzymali siÄ™ na drodze życia. Franciszek Gil odszedÅ‚ dramatycznie, w gwaÅ‚townym i mocnym skurczu zbolaÅ‚ego serca.
To ono, jakby za niego podjęło ten ostatni, najbardziej heroiczny bunt wobec okrutnego losu i okrutnych ludzi, którzy go za życia opuÅ›cili. Jego legenda roÅ›nie, nabrzmiewa cmentarnym zaciszem opuszczonego grobu, smutkiem ziemnej pryzmy, drewnianym krzyżem z małą figurkÄ… metalowego Chrystusa i czarnÄ…, zwyczajowÄ… tabliczkÄ…, na której tylko nazwisko, dwie daty, gÄ™sie pióro i gorzkie sÅ‚owo: „literat”. Obok grób Pelagii Kwiatkowskiej (to matka żony), wokół żywopÅ‚ot, za którym gipsowy Jezus z uniesionÄ… dÅ‚oniÄ…, a wszÄ™dzie spokój starych drzew. I tylko od czasu do czasu ktoÅ› tu zaglÄ…dnie, ktoÅ› sprowadzony legendÄ… pochyli siÄ™, wyrwie chwasty. Potem może już iść w kierunku widocznej stÄ…d cmentarnej bramy, asfaltowÄ… Å›cieżkÄ… w lewo, lekko w dół. Do pobliskiego tramwaju, samochodu, do sporów i kłótni o Franciszka Gila. On w tÄ™ ziemiÄ™ wrósÅ‚, tu pomieÅ›ciÅ‚ swe niespokojne życie, pasje wybuchajÄ…ce i tÅ‚umione. Jest w pamiÄ™ci żyjÄ…cych, fascynuje tych, którzy znać go nie mogli. PozostaÅ‚ w dobrym wspomnieniu tak jak w wyrzutach sumienia. A na drugim koÅ„cu miasta, za wiaduktem kolejowym przy ul. Rewolucji Październikowej, pomiÄ™dzy ulicami Wszystkich ÅšwiÄ™tych a Niny Rydzewskiej, jest uliczka jego imienia. KiedyÅ› nazywaÅ‚a siÄ™ Agnieszki. Tu, pod numerem 4, mieszkaÅ‚. Dwa pokoje z kuchniÄ… – wiÄ™cej nie żądaÅ‚ – otrzymaÅ‚ od samego wojewody. Później chciano go z tego mieszkania wyrzucić.
UrodziÅ‚ siÄ™ 4 grudnia 1917 r. w podrzeszowskiej wsi Kielnarowa w rodzinie wiejskiego nauczyciela. UkoÅ„czyÅ‚ Gimnazjum im. St. Batorego we Lwowie. DebiutowaÅ‚ artykuÅ‚em „Walczymy o niezależność gospodarczÄ… Polski” w 1933 r. w warszawskiej prorzÄ…dowej „Kuźni MÅ‚odych”. W latach gimnazjalnych przewodniczyÅ‚ szkolnemu KoÅ‚u Literackiemu, nawiÄ…zaÅ‚ współpracÄ™ z lewicowym pismem lwowskim „SygnaÅ‚y”. StudiowaÅ‚ prawo i orientalistykÄ™ w Uniwersytecie im. Jana Kazimierza, publikowaÅ‚ także na Å‚amach warszawskiego „Kuriera Powszechnego” i krakowskiego „Dziennika Ludowego”. Najważniejsze jego artykuÅ‚y zamieszczane byÅ‚y w owym czasie w „SygnaÅ‚ach”, gazecie, wokół której skupiÅ‚o siÄ™ grono literackiej lewicy, m. in: K. Kuryluk, J. Putrament, H. Górska, I. Fik. Ze szczególnÄ… pasjÄ… wystÄ™powaÅ‚ Gil przeciw faszyzujÄ…cym ugrupowaniom studenckiej „MÅ‚odzieży Wszechpolskiej”, angażowaÅ‚ siÄ™ po stronie studentów żydowskich i chÅ‚opskich. A we lwowskim uniwersytecie byÅ‚o wtedy bardzo niespokojnie, dochodziÅ‚o do burd, antysemickich manifestacji.
ZbliżyÅ‚ siÄ™ również Gil do ruchu chÅ‚opskiego, pisaÅ‚ reportaże z podkarpackich wsi. UczestniczyÅ‚ w spotkaniach uniwersytetów ludowych w Szycach i w Gaci, szczególnie ciepÅ‚o wypowiadaÅ‚ siÄ™ o swoistym, pozytywistycznym programie przebudowy wsi, rozwoju oÅ›wiaty, jaki zrodziÅ‚ siÄ™ z inspiracji inż. Ignacego Solarza – ojca chrzestnego chÅ‚opskich wspólnot.
W latach 1939-1941 współpracowaÅ‚ z lwowskim, komunistycznym „Czerwonym Sztandarem”. W czasie hitlerowskiej okupacji Lwowa (1941-1944) byÅ‚ robotnikiem, ukrywaÅ‚ siÄ™ przed gestapo. W 1945 r. zamieszkaÅ‚ w Krakowie przy ul. Krupniczej 22. Tu odnowiÅ‚ znajomość z A. PolewkÄ…, zaprzyjaźniÅ‚ siÄ™ z T. Różewiczem. Zafascynowany byÅ‚ przemianami dokonujÄ…cymi siÄ™ na wsi polskiej, konstatowaÅ‚ sÅ‚abość dawnego, Solarzowego programu powolnej, organicznej przebudowy wobec rewolucyjnych aktów reformy rolnej. PisaÅ‚ o tym w zamieszczanych w „Odrodzeniu” reportażach, które nastÄ™pnie zebraÅ‚ i ogÅ‚osiÅ‚ w książce „Å»niwo wielkiej reformy” (1946). Na jej podstawie zostaÅ‚ nakrÄ™cony film. DziÄ™ki tym artykuÅ‚om Gil staÅ‚ siÄ™ szybko jednym z bardziej znanych polskich publicystów
Ale reforma rolna dokonaÅ‚a siÄ™, a jego ciÄ…gnęło do tematów nowych, spraw wielkich i ważkich. W październiku 1946 r. przyjechaÅ‚ do Szczecina i tu, w tym „mieÅ›cie peÅ‚nym Å›wiatÅ‚a”, jak pisaÅ‚, pozostaÅ‚ już na staÅ‚e. UjÄ…Å‚ go ten ogrom odrzaÅ„skiego rozlewiska, jakby stworzony dla niego, woÅ‚ajÄ…cego o miasto jasne i ludne, otwarte na Å›wiat. CiÄ…gnęła go osadnicza epopeja. Wiele dni spÄ™dzaÅ‚ w odbudowujÄ…cej siÄ™ hucie szczeciÅ„skiej („Nadmorskie piece”. „Odrodzenie”, 1946), przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ pracy portowych robotników na ulubionym nabrzeżu „Huk”. Szczecin ukazywaÅ‚ siÄ™ Gilowi jako miasto żyjÄ…ce w rytmie portowych dźwigów, stukocie pociÄ…gów wiozÄ…cych wÄ™giel, w gÅ‚osie syren statków wpÅ‚ywajÄ…cych tu z caÅ‚ego Å›wiata. Bo tu rodziÅ‚o siÄ™ nowe życie, ogromne wiarÄ… w potÄ™gÄ™ czÅ‚owieka i sprawiedliwość nowego ustroju. Jakże monumentalne byÅ‚y jego ówczesne reportaże!
Ale Franciszek Gil byÅ‚ czÅ‚owiekiem niespokojnym i poszukujÄ…cym. W licznych wÄ™drówkach przemierzaÅ‚ drogi Pomorza Zachodniego. ZaniosÅ‚o go do maÅ‚ego Recza, utrwaliÅ‚ pierwszÄ… maturÄ™ w polskim ÅšwinoujÅ›ciu, tropiÅ‚ sÅ‚owiaÅ„skÄ… historiÄ™ w zdruzgotanym Wolinie, zawitaÅ‚ do rybackiej Stepnicy. A w owym czasie nie byÅ‚y to Å‚atwe wycieczki. UrzekÅ‚o go morze. PisaÅ‚ o maÅ‚ym Pobierowie, że czas jest tu ogromny od widoków BaÅ‚tyku albo malutki od jego niemego ukoÅ‚ysu (…), wielki (…) od zasÅ‚yszanych żywotów, od opowiadaÅ„ (…). I choć na reportażach, o których tu mowa, ciąży wyraźnie socrealistyczny schematyzm (na wczasach pracuje siÄ™ także przy żniwach i zbiera „amerykaÅ„skÄ…” stonkÄ™), to jednak pobrzmiewa w nich swoista filozofia pisarza życzliwie opisujÄ…cego czÅ‚owiecze smutki, radoÅ›ci, nadzieje. Stopniowo uciekaÅ‚ od Å‚atwego opiewania kolektywizmu, coraz intensywniej przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ czÅ‚owiekowi spotkanemu w drodze. Te ulotne zetkniÄ™cia z ludźmi chyba najbardziej go zajmowaÅ‚y. Bo też byÅ‚ z natury wrażliwym samotnikiem, Å‚atwo poddawaÅ‚ siÄ™ nastrojom i urokom, jak choćby temu zapatrzeniu w morski horyzont, na którym dostrzegaÅ‚ Å›wiatÅ‚a dalekiej Rugii. Sarn o sobie pisaÅ‚, że byÅ‚ dziwakiem, a zawód swój speÅ‚niaÅ‚ zawsze przypadkowo. WiedziaÅ‚, że w podróż winno siÄ™ udawać samotnie, bo wtedy można zatrzymać swoje życie przy każdym napotkanym czÅ‚owieku, kiedy tylko siÄ™ zechce. TÄ™skniÅ‚ do tych spotkaÅ„ z ludźmi, do stoÅ‚u, przy którym można zasiąść, by pociÄ…gnąć z którejÅ› strony, wypić kieliszek wódki, zluźnić ostatni supeÅ‚ek losu. Reszta sypie siÄ™ – jak po otwarciu kranu. I w tych reportażach zebranych w tomie „Ziemia i morze” (Kraków 1954), które porównywano do pisarstwa Egona E. Kischa, wyraźne jest dramatyczne i pogłębiajÄ…ce siÄ™ rozdarcie Gila: z jednej strony publicysta gazety wymagajÄ…cej artykułów zgodnych z ówczesnymi schematami, z drugiej – moralista i filozofujÄ…cy wÄ™drowiec. PociÄ…gaÅ‚a go wÄ™drówka ku nieodkrytym ludziom, ku wolnoÅ›ci. Nie żądajcie od włóczÄ™gi książeczki oszczÄ™dnoÅ›ciowej. Jego Å›wiat jest wiÄ™kszy niż wasz, włóczÄ™ga w każdym groszu jest bogatszy od was, bo wy wydajecie, żeby żyć i trwać w miejscu z kanapami, zamkami yale i kilimami, a włóczÄ™ga tylko, żeby żyć, żeby dobrze żyć – pisaÅ‚ w opublikowanym z maszynopisu w 1985 r. reportażu „Z rajzerami na etapach Puru”, („MiÄ™dzy innymi” nr 3-4, 1985).
Może wiÄ™c stÄ…d przyjaźń Gila z Janem PapugÄ…, też samotnikiem i włóczÄ™gÄ…, który myÅ›laÅ‚ ponoć o napisaniu książki poÅ›wiÄ™conej druhowi. Jemu, który, gdy nie starczaÅ‚o pieniÄ™dzy, spacerowaÅ‚ dniami i nocami po ulicach Szczecina, chciwy spotkaÅ„ z ludźmi, rozmów. A te toczyÅ‚y siÄ™ przez dÅ‚ugie godziny. I byÅ‚y to czÄ™sto monologi samego Gila. CiepÅ‚o wspominaÅ‚ je F. Fornalczyk („Znaki życia”, PoznaÅ„ 1964).
Gil głęboko wierzyÅ‚ w sprawiedliwość nowego ustroju. OpowiadaÅ‚ siÄ™ po jego stronie, jak choćby w artykule „Drobiazgi szczeciÅ„skie” („Odrodzenie” 1947), w którym ostro wystÄ…piÅ‚ przeciw dziaÅ‚ajÄ…cemu wtedy w Szczecinie Klubowi Literacko-Artystycznemu, zarzucajÄ…c mu bezideowość, miaÅ‚kość, propagowanie sztuki wolnej od politycznych i ideologicznych zależnoÅ›ci. WywoÅ‚aÅ‚o to replikÄ™ T. Karpowicza pod znamiennym tytuÅ‚em „Szczecin literacki pod Gil-otynÄ…” („Szczecin”, 1947) i spór o ksztaÅ‚t życia literackiego. Nie trwaÅ‚ on dÅ‚ugo, bo oto Gilowi szÅ‚y w sukurs polityczne hasÅ‚a koÅ„ca lat czterdziestych.
Autor „Ziemi i morza” byÅ‚ w 1947 r. krótko kierownikiem literackim Teatru Polskiego. Przez kilka Å‚at współpracowaÅ‚ z „GÅ‚osem SzczeciÅ„skim”, z Polskim Radiem, z czasopismem „Å»ycie Kulturalne Wsi” (1955). ByÅ‚ czÅ‚onkiem oddziaÅ‚u ZLP, wybierano go do komisji rewizyjnej i sÄ…du koleżeÅ„skiego. W 1956 r. otrzymaÅ‚ NagrodÄ™ LiterackÄ… m. Szczecina, odznaczony zostaÅ‚ Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W listopadzie tegoż roku szczeciÅ„scy pisarze wysunÄ™li jego kandydaturÄ™ na posÅ‚a do Sejmu PRL. ByÅ‚ czÅ‚onkiem redakcji tygodnika, który wziÄ…Å‚ tytuÅ‚ od jego książki – „Ziemia i morze” (1956-1957). Ale współpraca z pismem nie ukÅ‚adaÅ‚a siÄ™. Nie przychodziÅ‚ na kolegia. Po 1956 r. miaÅ‚ jeszcze kilka spotkaÅ„ w Klubie 13 Muz, prawie nie publikowaÅ‚. Jedni mówiÄ…, że pisaÅ‚ wiele (eseje o morzu, książkÄ™ o Szczecinie), inni – że pisaÅ‚ coraz mniej, z coraz wiÄ™kszym trudem. GdzieÅ› okoÅ‚o października 1956 r. spaliÅ‚, powiadajÄ…, dużą część rÄ™kopisów, zerwaÅ‚ z fascynacjami lat pięćdziesiÄ…tych. OddaÅ‚ legitymacjÄ™ PZPR.
ByÅ‚ Gil czÅ‚owiekiem postawnym, mocnej budowy. Na fotografii twarz jakby ciosana, wysokie czoÅ‚o. W oczach, w lekkim zaÅ‚amaniu ust, ten wewnÄ™trzny niepokój, to zwrócenie ku ludziom. JakaÅ› proÅ›ba? MówiÄ…, że gdy, bodaj w 1958 r., chciano go eksmitować z mieszkania za niezapÅ‚acenie czynszu, z potarganymi wÅ‚osami stanÄ…Å‚ w drzwiach z Å‚opatÄ… czy siekierÄ……
A w domu byÅ‚a bieda. Pod koniec życia nie opÅ‚acaÅ‚ nawet skÅ‚adek czÅ‚onkowskich ZLP, bo nie miaÅ‚ z czego. Do dwóch pokoi z kuchniÄ… dokwaterowano współlokatorkÄ™. Ponoć proponowano mu inne mieszkanie. Nie chciaÅ‚. WiÄ™c pisanie w Å‚azience, tyle nocy gdzieÅ› poza domem, na samotnych spacerach pustymi ulicami, u przyjaciół. OdnowiÅ‚a siÄ™ kontuzja nogi. ChodziÅ‚ o lasce. Tragiczna walka o siebie przez niewielu pojmowana, bo toczyÅ‚a siÄ™ wewnÄ…trz, w nim. OtrzymywaÅ‚ sporo listów. Sam pisaÅ‚ ich maÅ‚o. Na jakichÅ› karteluszkach, skrawkach. Nie miaÅ‚ pieniÄ™dzy na znaczki. Może nie miaÅ‚ ochoty? Wreszcie – komisja eksmisyjna. JakieÅ› zakulisowe rozgrywki. Upór, by stać przy swoim. Aż po skurcz serca. Ból. ZawaÅ‚. 12 wrzeÅ›nia 1960 r.

Maria Boniecka pisaÅ‚a, że do trumny poÅ‚ożono go w pożyczonym ubraniu, że pogrzeb odbyÅ‚ siÄ™ na koszt opieki spoÅ‚ecznej, a pieniÄ…dze wyasygnowane na ten cel przez ZG ZLP przekazano niemal gÅ‚odujÄ…cej wdowie. W prasie wiele pożegnalnych artykułów. SÅ‚owo od J. Andrzejewskiego, K. Koźniewskiego, J. Koprowskiego, od pisarzy szczeciÅ„skich. Pogrzeb byÅ‚ z przemówieniami, z kwiatami. Pochowano go w nekropoli, którÄ… dobrze znaÅ‚, o której pisaÅ‚: Przychodnia na szczeciÅ„ski Cmentarz Centralny od razu od bram obejmuje głęboki spokój. Bo to bramy parku, ogrodu, nie cmentarza. Grabarz przestrzegaÅ‚ tu plastyki wzgórz, polan, zagajów. ZachowujÄ…c Å‚agodne proporcje natury – nadaÅ‚ je równoczeÅ›nie zbiorowiskom grobów. (…)
Utrzymano tu równowagÄ™ miÄ™dzy naturÄ… i Å›mierciÄ…, miÄ™dzy skupiskami drzew i grobowych pni; jakże wiele spokoju zyskaÅ‚ cmentarz na tym posÅ‚uszeÅ„stwie. (…)
Klamry dokÅ‚adnie ongiÅ› strzyżonych żywopÅ‚otów spięły groby w geometrie wielkich, prostokÄ…tnych ogrodów. Każdy grób wielkiego ogrodu leży wewnÄ…trz niższych żywopÅ‚otów, we wÅ‚asnym, niżej strzyżonym ogródku. W każdym ogródku stoi krzesÅ‚o. Wszystkie jak krzesÅ‚a parków w jesienne szarugi. („Szczecin – port Å›wiata”, „Odrodzenie”, 1947).
Grób Franciszka Gila też otacza żywopłot. Ale tu nie ma krzesła ni ławki, na której można by usiąść. Niewiele brakowało, a nie byłoby nawet tej pryzmy, tej tabliczki. W 1980 r., gdy nikt nie wnosił opłat, chciano ten opuszczony grób zlikwidować. Był niczyi. Interweniowali pisarze. Grób ocalał. Jest i mówi tym swoim opuszczeniem, ciszą, chwastami, które ktoś od czasu do czasu wyrywa.
Książnica Szczecińska przechowuje tekę z maszynopisami drukowanych i nie drukowanych artykułów Gila.
Co jakiÅ› czas na temat autora „Ziemi i morza” odżywajÄ… spory. Narasta legenda. W 1974 r. zorganizowano w Rzeszowie sesjÄ™ jemu poÅ›wiÄ™conÄ…, w 1977 r. ogÅ‚oszono, też w Rzeszowie, konkurs jego imienia na reportaż. Bo Franciszek Gil żyje. W tytule kwartalnika „Morze i Ziemia” (1978-1981) i w takim samym tytule tygodnika ukazujÄ…cego siÄ™ od 1982 r. W tytule antologii pisarzy szczeciÅ„skich „Miasto peÅ‚ne Å›wiatÅ‚a”, która ukazaÅ‚a siÄ™ w 1979 r. w Rydze (Å‚ot. „Gaismas pilna pilseta”). Å»yje w niepokoju wywoÅ‚ywanym każdorazowym przypomnieniem jego nazwiska…
…Na cmentarzu Centralnym, nad tym grobem, w takiej ciszy…
Bogdan Twardochleb, Franciszek Gil 1917 – 1960. Nad tym grobem, w takiej ciszy, [w:] Ku SÅ‚oÅ„cu 125. KsiÄ™ga z miasta umarÅ‚ych, pod red. M. Czarnieckiego, Szczecin 1987.
Franciszek Gil był moim kuzynem. Niestety nigdy Go nie poznałam. Cieszę się, że ktoś o nim pisze w taki ciepły sposób. Chętnie nawiązałabym kontakt z osobą, która znała Franciszka Gila.
mam dzisiaj 59 lat.W 1963 roku mieszkałem w Szczecinie przy ul.Agnieszki 2/dzisiaj
Franciszka Gila/Pamiętam dobrze pana Franciszka -mieszkał w budynku obok i zawsze
schodził do nas na podworko,przynosil cokierki.Miał długą białą brode i wiele
nam opowiadał z kart historii.Wspaniały człowiek
Czesc jego Pamięci
Zdzislaw
Pisząc o nieżyjących należy trzymać się faktów.
W budynku przy ul.Gila 4 nie ma i nigdy nie było mieszkań dwu-pokojowych.
Więcej rzetelności w pisaniu takich artykułów proszę.
Panie Zdzisławie. Franciszek Gil w 1963 roku nie żył już od trzech lat. Musiał Go Pan pomylić z kimś innym. Pozdrawiam:)