Z Archiwum Y: Julka nie rozgrzeje

Szczecin, 12 grudnia 1882 r., godz. 19.45.

Dzwonek obwieścił kwadrans do rozpoczęcia przedstawienia. „Romeo i Julia” Szekspira to ostatni pomysł dyrekcji teatru, żeby zwabić widzów. Teresa zakładała pod długą suknię grube rajstopy i spodnie.
– Dobrze, że chociaż perukę noszę, będzie mi cieplej w głowę – syknęła ze złością, nie mogąc dopiąć butów na nogach w grubych skarpetach.
– Bo najlepszy na zimno jest koniaczek, pani Teresko – zaśmiał się siwowłosy rekwizytor Tadek.
– Naleje pan kieliszeczek – krzyknął, wbiegając do garderoby Romeo, dwudziestoletni Marek, który szukał u Julii (Teresy) suflera.
– Przez tę żelazną kurtynę, co nam straż kazała wstawić, to nie słyszę, jak mi pani Ania podpowiada. Scena jest krótka jak korytarz. Ludzie kichają mi na buty – żalił się Marek.
– To stań na balkonie koło Julii – poradził pan Tadek.
Romeo wychylił kieliszek. Wtedy do garderoby weszła suflerka.
– Panie Mareczku, przy trzeciej scenie będę stała w lewej kurtynie, to niech pan bliżej podejdzie – zwróciła się do Romea.
– Proponuję, pani Aniu, usiąść koło skrzypków. Toż przecież my już orkiestrę na scenie mamy. Nikt pani nie rozpozna, a Mareczek będzie czytał z pani ust rolę.
– Święte słowa – zaśmiał się Romeo. – Przez muzyków to ja już na pewno widzów nie zobaczę.
– I kto ci będzie, kochany, na buty kichał? – zatroskała się Julia.
W garderobie pojawił się dyrektor.
– Pani Teresko, ostrożnie dzisiaj z całusami na scenie. Ksiądz prałat na widowni, no i Mareczek jest przeziębiony.
– Nie będzie całusów?- zmartwił się Romeo. – Naleje pan jeszcze tego koniaczku – zwrócił się do pana Tadzia.
Przechylił kieliszek.
– Julka mnie dzisiaj nie rozgrzeje – powiedział ze smutkiem.

Fakty

Pod koniec drugiej połowy XIX w. gmach Teatru Miejskiego (obecnie już nie istnieje) zaczął się sypać. Skromne środki finansowe spowodowały, że wyposażenie teatru było więcej niż marne. Brakowało dekoracji, kostiumów, oświetlenia, a słabo opłacani aktorzy marzli zimą w niedogrzanych garderobach. Publiczność nie przychodziła i teatr przynosił straty. Po inspekcji strażaków w 1881 r. kierownictwo placówki dostało nakaz zbudowania między sceną a publicznością żelaznej kurtyny przeciwpożarowej. Zmniejszyło to i tak niezbyt wielką widownię. Jeszcze większe kłopoty spowodowało usytuowanie orkiestry na poziomie sceny. Artyści niemal nie widzieli widowni i vice versa.
Zdesperowani kupcy, którzy utrzymywali teatr, wystawili go na sprzedaż. Kupiło go, a właściwie przejęło bezpłatnie, miasto.

Patrycja Niczyj, Gazeta Wyborcza, 9 VIII 2001 r.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ciekawostki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.