Szczecinianin z wyboru

Praca konkursowa

Wbrew pozorom nie piszę tej pracy dla podwyższenia oceny z historii, ale moim celem jest opisanie życia i wspomnień mojego dziadka. Również chciałbym przekazać innym młodym ludziom, jak wyglądał Szczecin w latach powojennych. Opiszę 60 lat życia mojego dziadka w Szczecinie.

Zygmunt Suchocki urodził się 16 maja 1926r. w małej wiosce o nazwie Osęczyzna, która leży około 50 kilometrów na wschód od Warszawy. Urodził się i wychował w wielodzietnej rodzinie, był najmłodszym z rodzeństwa. W tej wiosce przeżył również niemiecką okupację podczas II wojny światowej, zaopatrując stolicę między innymi w mleko, śmietanę i inne produkty do codziennego spożycia. Z tym okresem wiąże się wiele doświadczeń i przeżyć mojego dziadka. Moim zdaniem odegrały one dużą rolę w jego późniejszych decyzjach – nie będę ich opisywał i skupię się na wspomnieniach o Szczecinie.

Bohater mojej opowieści przyjechał do Szczecina 2 kwietnia 1946 r. Jego pierwszych godzin w Szczecinie nie można zaliczyć do przyjemnych (ja na miejscu dziadka wróciłbym, skąd przyjechałem). Zanim dojechał do Szczecina – w Stargardzie Szczecińskim został zatrzymany przez UB i podejrzewany o szabrownictwo. Został przewieziony na Gumieńce (które wtedy nazywało się jeszcze Scheune) i zamknięty pod karabinem w starej szopie. Tam był trzymany kilka godzin, a później był prowadzony przez całe miasto do komendy, która znajdowała się na Al. Piastów (dzisiejszy budynek Politechniki Szczecińskiej). Jednak po kilkunastu minutach wypuścili mojego dziadka wolno.

Pierwsze mieszkanie dziadka znajdowało się na ul. Mazurskiej. Mieszkał tam ze swoim wujkiem, który przyjechał do Szczecina wcześniej. Mój dziadek przyjechał do Szczecina w poszukiwaniu pracy, więc zatrudnił się „w kanalizacji” i pracował „przy ściekach”. Po kilku miesiącach zastał przeniesiony na Tamę Pomorzańską i pracował jako mechanik.

W 1947 r. dziadek ukończył kurs na prawo jazdy i kurs na zawodowego kierowcę. W tym samym roku rozpoczął pracę w Miejskim Biurze Projektów i Studiów, gdzie dyrektorem był architekt Ciborowski. Dziadek pracował jako kierowca i woził motocyklem NSU 600 tego architekta.

Pewnego dnia mój dziadek przyszedł z pracy do domu i okazało się, że w jego domu mieszka, kto inny. W drzwiach zostały wymienione zamki – a wszystkie jego rzeczy były w środku! Kiedy poszedł do urzędu, to okazało się, że bezprawnie przyznano dziadka mieszkanie urzędnikowi „bezpieczeństwa”.

W 1948 r. przyjechały do Szczecina dwie siostry dziadka, które zamieszkały razem z nim, ponieważ były problemy ze zdobyciem mieszkania.

Od 1948 r. do listopada 1949 r. pracował w wydziale zdrowia jako kierowca. W listopadzie 1949 roku zgodził się na przeniesienie do szpitala im. Rydygera na Golęcinie. Tam też poznał swoją żonę, z którą pobrał się w 1956 roku, na Wielkanoc. W szpitalu pracował jako kierowca karetki.

W 1954 r. mój dziadek rozpoczął pracę w Wojewódzkiej Kolumnie Transportu Sanitarnego, gdzie pracował do emerytury, czyli do roku 1992.

W 1984 roku dziadek przeprowadził się ze swoją żoną na osiedle Słoneczne, gdzie mieszka do dziś.

Szczecin był miastem bardzo zniszczonym, a najbardziej zniszczona była starówka i nabrzeże. Mój dziadek brał udział w odgruzowywaniu Szczecina, a szczególnie starówki. Odgruzowywanie miasta polegało na wyburzaniu domów i ładowaniu cegieł z tych budynków na wagony kolejowe, które później jechały do Warszawy. Niektórzy ludzie ginęli przy tych zajęciach. Były przypadki, że zawalały się na nich ściany lub spadali z budynków. Ci, którzy wywozili cegły ze Szczecina – dla siebie później z tych cegieł budowali swoje domy.

Mimo tych tragicznych wypadków ludzie garnęli się do pracy i nie pytali, ile dostaną za to wynagrodzenia i nie pytali, ile muszą pracować.

Oprócz cegieł – do Warszawy wywożono całe drzewa z korzeniami, które sadzono w stolicy.

Ludzie zawierali nowe przyjaźnie, często się spotykali i odwiedzali. Budowały się znajomości sąsiedzkie. Sąsiedzi byli bardzo zżyci ze sobą.

W śródmieściu zachowało się sześć kościołów, między innymi kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa i Kościół Garnizonowy.

Zburzone mosty na Odrze bardzo utrudniały komunikację – np., aby dojechać na Golęcino, trzeba było dojechać tramwajem do zburzonego mostu, przejść przez jego pozostałości i dalej znowu wsiąść w tramwaj.

Jedynym wjazdem do Szczecina był most od strony Podjuch, ponieważ Rosjanie zajmowali most długi i port. Ładowali na statki cenne rzeczy, które wywozili ze Szczecina w głąb Związku Radzieckiego. Niektóre ładunki były o wysokości trzech pięter.

Szczecin w tym okresie nie należał do najbezpieczniejszych miast, dlatego ludzie nie zajmowali mieszkań frontowych, a tylko zamieszkiwali w oficynach.

Mimo tylu utrudnień w Szczecinie rozwijał się mały handel: małe sklepiki spożywcze, stragany i rynki.

W 1946 r. w Szczecinie organizowała się administracja i szkolnictwo. Pierwszymi szkołami były: Liceum Ogólnokształcące nr 1 na ul. Piastów i Liceum Ogólnokształcące nr 2 na ul. Henryka Pobożnego. Pierwszymi uczelniami była Wyższa Szkoła Morska i Akademia Medyczna.

Mam nadzieje, że udało mi się dobrze przedstawić osobę mojego dziadka i pokazać to, co robił. Mam nadzieję, że młodzi ludzie docenią to, co robili inni ludzie, abyśmy mogli mieszkać w takim mieście, w jakim mieszkamy teraz.

Dziękuję mojemu dziadkowi za to, że zgodził się, abym napisał o nim pracę i posłużył się jego wspomnieniami. Dziękuję, że zechciał opowiedzieć swoje wspomnienia i przeżycia.

Oto kilka starych zdjęć i dokumentów mojego dziadka:

Fot. 1 i 2. Kenkarta (okupacyjny dowód osobisty) mojego dziadka (Mińsk 1943)

Fot. 3. Dziadek jako kawaler (rok 1946) w Szczecinie (zakład fotograficzny na ul. Mariana Buczka)

Fot. 4. Wesele mojego dziadka (Wielkanoc 1956)

Fot. 5. Dziadek w wojsku, w Podjuchach (1960 r.)

Fot. 6. Legitymacja na zniżkę kolejową (rok 2000)

Wspomnienia spisał: Mateusz Śliwczyński z kl. 2b Gimnazjum nr 7 w Szczecinie.

Opiekun: Monika Walkowiak.

Wspominał: Zygmunt Suchocki.


Ten wpis został opublikowany w kategorii Pamiętać Szczecin. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.