Co dalej z sedina.pl

Wydawałoby się, że taki artykuł powinien ukazać się w dniu „urodzin” Portalu Miłośników Dawnego Szczecina, ale uznałem, że tylko dziecko odważyłoby się w takie święto zawołać: „król jest nagi!”.
Teraz, kiedy już ochłonąłem i udało mi się z większym dystansem spojrzeć na to, co wydarzyło się dzięki istnieniu portalu, dochodzę do wniosku, że z niejednego można się cieszyć, ale należy zastanowić się, co dalej?

Na początek nieco miodu: dzięki portalowi skontaktowała się niemała grupa ludzi, którzy nie tylko wzajemnie bawią „starym Szczecinem”, lecz próbują pomagać „niedoinformowanym” swoją niewiedzę na jakiś temat. Na pewno portal stał się miejscem, w którym można znaleźć dużo interesujących informacji, szczególnie dotyczących wyglądu „przedwojennego” Szczecina, rozkładu jego ulic, „danych adresowych” itd. O ile mi wiadomo, szczególnym powodzeniem cieszą się właśnie galerie zdjęć… To było mnóstwo pracy i wiele jeszcze przed tymi kilkoma osobami, które tym działem się zajmują.
Kilkunastu autorów zaprezentowało swoje wiadomości na temat naszego miasta, niejednokrotnie bardzo ciekawych. Fakt, iż często są to wiadomości znane z innych źródeł nie pomniejsza wartości tych publikacji, bo przecież głównym założeniem pomysłodawcy naszej strony internetowej było stworzenie „worka różnorodnych informacji o naszym mieście” i udostępnienie tych wieści internautom. Tym samym nawet skopiowanie czyjejś pracy (byle nie plagiat lub wbrew woli autora – patrz prawa autorskie) jest godne pochwały, bo przybliża nas do jednego z zasadniczych celów istnienia portalu.
W tym jednak miejscu odrobina krytyki: artykułów jest wciąż zbyt mało i dlatego nadal „worek” bardziej przypomina sakiewkę na miedziaki, niż porządny bank informacji. Nasza wyszukiwarka sprawnie odnajduje zadane tematy w artykułach, natomiast przeszukiwanie forum jest już znacznie trudniejsze, a tam nieraz pokazywały się bardzo ciekawe „perełki”. Szkoda, że ich autorzy nie zadali sobie trudu (lub nie mają odwagi), aby swoje ciekawsze tematy opracować w formie artykułów (jak to na przykład było ze wspomnieniami przedwojennych Szczecinian, o których „zabłysło” na forum – i prawie ani śladu).

„Sedina” zgromadziła już całkiem pokaźną grupę aktywistów, z których niektórzy nie tylko piszą artykuły bądź udzielają się na forum, ale zaczynają także organizować wycieczki. Na pewno jest to nie tylko wspaniała okazja do miłych spotkań i poznania ciekawych obiektów, ale także powinna to być szansa na to, aby naszym miastem bliżej zainteresować kolejnych szczecinian – dzisiaj są to często nasze dzieciaki, ale jest szansa, że jutro staną się OBYWATELAMI zainteresowanymi swoim miastem bardziej twórczo niż my sami.
No, i teraz właśnie największa (moim zdaniem) słabość „sediny”: zaczyna dziać się tak, że grupa osób, która chce z nami aktywnie współpracować, wydaje się już „zamknięta”. Mam na myśli to, że ważnym celem „sediny.pl” jest aktywizowanie szczecinian do myślenia i działania na rzecz naszego miasta, na rzecz najbliższego otoczenia, nie poprzez „polityczne (czytaj „austryjackie”) gadanie”, ale poprzez konkretne i realizowane projekty. Uważam, że wzorcem takich poczynań są działania ZGR-u – mam na myśli ich wystawy, pracę z młodzieżą, odnawianie cmentarzy. Ale – takich zaniedbanych cmentarzy (i nie tylko) jest więcej! Nie chodzi mi o to, żeby „sediniacy” sami zakasali rękawy i wyłącznie osobiście… – naszą rolą powinno być wyszukiwanie „tematów” i dalej namawianie ludzi i instytucji oraz sponsorów do współpracy w renowacjach, naprawach, opracowaniach, ochronie itd., itp. Już czasem się udawało – ale chyba jeszcze zbyt rzadko.
„Sedina.pl” współpracuje z Komitetem Odbudowy Sediny – nasz udział jest jednak malutki: trochę informujemy, nieco propagujemy, ogłosiliśmy nr konta (czy już wpłaciłeś?!). Uważam, że to jednak bardzo mało, jak na tych, którzy swojemu portalowi nadali to właśnie imię i deklarują dla idei odbudowy pomnika poparcie. Czy na tym ma być koniec?

Podsumowując miniony rok mam niemałą satysfakcję, że wziąłem udział w tej zabawie, że zaangażowałem się w budowanie „sediny.pl”. Fajnie jest patrzeć, jak „dziecko” rośnie – ale jako „bliski krewny królika” uważam za swój obowiązek zwrócić uwagę na to, że dziecku, kiedy tak właśnie rośnie, może zagrażać brak pokarmu, choroba sieroca, choroba próżniacza i wiele innych. Niemało pierwszych symptomów dostrzegam i zdając sobie sprawę z tego, że „król jest nagi”, wołam: nie zasypiajmy na laurach, myślmy o tym, żeby powiększyć nasze grono, aby jednak nie stało się wyłącznie towarzystwem wzajemnej adoracji. Po prostu bawiąc się, „wyjdźmy do ludzi”, zachęcajmy nawet tych, którzy nie mają internetu i nie czytają gazet, aby poczuli się współgospodarzami Szczecina, choćby poprzez nabranie chęci do innego spojrzenia na fasady swoich domów.

Wojciech Banaszak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Publicystyka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.