Obiektywnie o szczecińskich kamienicach

Nie kosmici są temu winni, że z tym czy z owym w mieście nie jest dziś najlepiej – każdy szczecinianin pełni taką czy inną funkcję. Popularna jest jednak teza, że cudowni Niemcy mieli w Szczecinie piękną i pachnącą cywilizację, a potem przyszli Polacy, barbarzyńcy ze wschodu i przez nich do dziś wszystko się tu marnuje. Popularna jest wśród szczecinian (mimo, że na ogół głośno nie chcą się do tego przyznać), a przecież dzisiaj są polskimi mieszkańcami miasta – czy przypadkiem nie oni sami odpowiadają za to co się dzieje obecnie?

Na upowszechnienie się wspomnianej tezy złożyło się wiele przyczyn. Należy do nich m.in. ogólnokrajowa moda na zrzucanie odpowiedzialności i kompleksy narodowe oraz zwykła niewiedza. W Szczecinie mieszka jednak całkiem sporo ludzi, którzy nie chcą żyć w świecie mitów i potrafią obiektywnie spojrzeć na swoje miasto, przynajmniej się starają.

Przed wojną uroda szczecińskiej secesji była „nadgryziona” podobnie jak dziś. Już wtedy z wielu kamienic odpadał tynk, choć może w dużo mniejszej skali, tym bardziej, że wtedy jeszcze nie były to takie stare budynki. Substancja mieszkaniowa z pewnością nie znajdowała się w idealnym stanie. Śmierdzące nory wcale nie były czymś wyjątkowym. O ile frontony jakoś się prezentowały, od strony kamienicznych podwórek widok często był wyjątkowo nieciekawy. Prowizoryczne pudrowanie frontonów nie było więc tylko powojenną praktyką. Cóż, w czasie największego rozwoju niemieckie mieszczaństwo Szczecina w znacznym stopniu zrodziło się z napływowej ludności z niemieckiej, głównie pomorskiej wsi. Na przełomie XIX i XX w. nie każdy mieszkaniec Szczecina był mieszczaninem od pradziada i miało to swoje skutki, zwłaszcza w pewnych „nie-miejskich” przyzwyczajeniach. Ale prawdą jest, że ogólnie rzecz ujmując szczecińskie kamienice miały się lepiej przed wojną niż po wojnie.

O obrazie powojennego Szczecina zadecydował splot przeróżnych okolicznosci i nie sposób ich nie uwzględniać. W przypadku tzw. Ziem Odzyskanych „skomplikowany uklad polityczno-ekonomiczny” byłby delikatnym określeniem. Podczas wojny liczebność szeroko rozumianych polskich elit (i w ogóle ludzi zamożnych) mocno się obniżyła, więc wśród także wśród zachodniopomorskich osadników ich procentowy udział musiał być relatywnie niewielki. Nie zmienia to jednak faktu, że osiedlało się tu sporo mieszkańców Wilna, Lwowa czy małych miasteczek nie tylko z Kresów i w dużej części było to mieszczaństwo. Przesadą byłoby jednak twierdzenie, że zderzenie kulturowe miało tu największe znaczenie. Szkody poczyniła przede wszystkim polityka. Silne wyobcowanie mogło tu być odczuwane zwłaszcza w pierwszych latach powojennych. Ściśle wiązał się z tym brak identyfikowania z miastem i regionem oraz powszechny brak poczucia własności, mocno spotęgowany peerelowskim uspołecznieniem niemal wszystkiego, co tylko można było uspołecznić (obywatele mieli niemal wszystko wspólne i w zasadzie prawie nic swojego na właśność z wyjątkiem długopisów czy rowerów). Niepewność co do przynależności Pomorza Zachodniego i Szczecina do Polski też dawała się we znaki. Wszystko to ujemnie wpływało na rozwój tej części kraju, a więc i jego najważniejszego ośrodka. Cechą charakterystyczną Polski Rzeczpospolitej Ludowej było to, że rozwijało się praktycznie tylko energochłonne, spartańskie i nieestetyczne budownictwo uspołecznione (zwłaszcza z wielkiej płyty), a zabytkowe budynki na ogół traktowane były po macoszemu. Nie remontowano starych szczecińskich kamienic, bo partyjne władze z pewnością miały w mieście dużo ważniejsze sprawy na głowie. Przede wszystkim szkodliwe było to, że kamienice te nie miały swoich prywatnych właścicieli. Spółdzielnie przeważnie mniej dbały o stan kamienic i nawet dziś pod tym względem niewiele się zmieniło. Dopiero od kilku lat odczuwalna jest tu pewna poprawa, jednak niewielka ilość inwestycji remontowych powoduje, że nadal traktowane są bardziej jako miejska egzotyka niż normalność.

Problemem jest nie polskość czy niemieckość w sensie jakości i organizacji, lecz po prostu poczucie ludzkiej własności i odpowiedzialności. Nic nie uczy tego lepiej niż rozsądna gospodarka rynkowa, ale jeszcze zbyt mało czasu upłynęło od rozpoczęcia tej nauki w Polsce. Codziennie Szczecin kształtowany jest przez każdego z jego mieszkańców – estetyka miasta jest pochodną wszystkich działań szczecinian. Dobrze jest o tym pamiętać, kiedy przyjdzie na myśl wylać zawartość butelki w bramie starej kamienicy albo wyrzucić kawałek papieru do piwnicznego okienka.

Paweł Herczyński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Publicystyka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Obiektywnie o szczecińskich kamienicach

  1. woti pisze:

    Pomimo tego, że głosisz (także) postulaty „o powszechnej szczęśliwości” – ZA TO CIĘ LUBIĘ: za zwrócenie uwagi na to, że od zależy, za odbrązowienie jakoby pieknej i lepszej przeszłości…

    Kawałek z papierkiem i butelką – dla mnie świetny (czasem sam się nad tym zastanawiałem, aż weszło mi w krew, „żeby NIE”).

    Jeśli chodzi o „ubezwłasnowolnienie” w latach do 90 – byłem, przeżyłem, ale w odróżnieniu od wielu moich rówieśników i starszych – PAMIETAM. Zgadam się z Tobą i powtarzam: komunizm zabrał nam zdolność do inicjatywy; nie odebrał nam wolności „od czegoś”, lecz wbrew gółoszonym ideałom – zabrał umiejętność korzystania z wolności „do czegoś”. Zabrał odwagę, inicjatywę, przedsiębiorczość i odpowiedzialność.

    Tobie proponuję tylko dwie rzeczy – 1/ pisz dalej 2/może więcej o konkretach, pokaż nam swoje pomysły z cyklu „co proponuję zrobić z tym fantem”.

Możliwość komentowania została wyłączona.