jar65 pisze:Łza się w oku kreci jak czytam o tych zapomnianych już miejscach i różnych zabawach. Pamiętam jeszcze zabawy ołowianymi żołnierzami.Było to zapewne szkodliwe dla zdrowia dziecka ale jakie piękne.Miałem duży zbiór przeróżnych rodzaji tych żołnierzy, można było rozgrywać z kolegami różne warianty walk. Było to coś fascynującego.
Jeśli kogos fascynuje problematyka zabawy w wojny z ołowianych żołnierzyków, to ... pocieszę. Jest w Szczecinie spadkobierca (chyba najwiekszej ołowianej armii... porównywalnej z chinską armią terakotowego wojska) . Sam się tym bawiłem. Quistorp
P.S Dodam , że to hobby wiąże się z towarzystwem "heraldycznym oraz Barwy i broni". Kilka dni potrzeba by poustawiać w szykach , oraz poustawiac w porządku nawiązujacym do odpowiednich epok i bitew.
Pierwsze egzemplarze pochodziły z kolekcji jeszcze przedwojennych, nastepne były dorabiane domowmi technikami odlewania w formach gipsowych. To nie jest takie tam plastikowe, kioskowe "badziwie".
Kunszt i profesjonalizm.