Poniważ jestem dość młoda, to moje "miejsca, których już nie ma" zniknęły całkiem niedawno. Ściana płaczu- zawsze latem wybierałam się tam razem z mamą i jej kolezanką, obok fontanny sprzedawali przepyszne lody (może jeszcze tam są?). Mama mogła spokojnie poplotkować ze znajomą, a ja z lodem w ręce bawiłam się przy fontannie. Ciekawe, dlaczego ja zniszczyli? Boiskno Pionier (tzw. pionierek)- najlepsze miejce do grania w "noge", w "kosza", mnóstwo drzew do zaliczenia, świetnie się bawilo w berka i chowanego, a zimą poprostu super miejsce do zjerzdżania na sankach. Niektóre skarpy były tak strome (na dodatek dzieciaki polewały je wodą), że na samym tyłku możnabyło szybko i daleko zajechać (a potem mieć podarte spodnie i wielkie siniaki). Lucynka i Paulinka- miejsce to nadal jest, ale straciło swój "dawny" klimat, to już nie to samo. Stara fabryka w miejscu dzisiejszego Heliosa- zawsze jadąc tranwajem zastanawiałam się, co tam jest i planowałam swoje zwiedzanie (niestety nie zdążyłam). Skarpa- piekary-potulicka-dworzec główny- to dopiero była trasa spacerowa! wracając ze szkoły (sp 61) razem z koleżankami i kolegami spacerowaliśmy nią od wejścia za garażami niedaleko dworca głownego. wychodziliśmy na podwórku za kamienicami przy potulickiej (trzy stare kamienice, w jednej jest teraz punk ksero). To była nieprawdopodobna podróż, przez te wszystkie zarośla! Teraz sobie przypominam, że był tam ogromny schron, zimą fajnie się z niego zjerzdżało na "jabłuszkach". Chyba ostatnio delegacja sediny zwiedzała ten schron. Dalej na tej skarpie było jakieś wejście do skarpy, tam chyba woda płynęła o ile mnie pamięć niezawodzi (chyba będę musiała się tamtędy znowu przejść). A jak się nudziło po szkole to wybierało się niebezpieczniejszą trasę. Podróż zaczynała się na końcu ulicy piekary, przy skrzyżowaniu z dąbrowskiego. Wchodzilo się na podwórko za 2 budynkami (jedna poniemiecka kamienica, drugi blok wybudowany w latach 90). Wchodziło się za śmietnik i lądowało się w dżungli. Na początku podróż podnurzem skarpy, później (bliżej dawnego CPNu) wspinało się wyżej i przedzierało się przez krzaki i drzewa. Później spacer po murku wspierającym skarpę i lądowało sie przy schodach (kończącymi ul. potulicką, schodząc nimi dochodziło się do dąbrowskiego). Przechodziło się przez schody, schodziło się po skarpie, troszeczkę bardziej w dół (kierunek tory kolejowe). I teraz najbardziej niebezpiecza trasa, po murze wspierającym skarpę przy torach prowadzących do dworca glównego. Z każdym metrem mur był coraz wyższy, jeden zły ruch i spadasz skrecając kark
(jako dziecko byłam beztroska). Długi spacer murem, później za malym budeneczkiem przy torach u podnurza skarpy, schodzilo się na ziemię i teraz "bezpieczniejsza" podróż wzdłuż torów. Trasa kończyła się przy schodkach, którymi wychodziło się na podwórze bydynku chyba potulicka 54 (obok wieży ciśnień). Naprawdę niezapomniane wrażenie po takiej wycieczce. Wyobrażałam sobie, że jestem w amazońskiej dżungli i poszukuję jakiś skarbów. Teraz CPN (przy dąbrowskiego) zlikwidowano, a na jego miejsce wybudowano 2 budynki mieszkalne. Skarpa w tamtym miejscu zostala wyrównana i nie da się już przejść tą trasą. Szkoda