Dziękuję za cenne uwagi! Przygotowując ten tekst bazowałem głównie na źródłach pisanych, a informacje do których dotarłem były dość skąpe i mało prezyzyjne. Stąd pewne nieścisłości.
Np. twardy orzech do zgryzienia miała w związku z tym numerem tramwaju. W niektórych źródłach znalazłem, że była to "piątka", a gdzie indziej "siódemka". Ostatecznie zaufałem prezydentowi Zarembie, który w swoich wspomnieniach pisał o tramwaju nr 7. Okazuje się, że to był błąd.
Jeśli chodzi o odległość, którą trzeba było pokonać dnem doliny, to tu już nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Błędnie zinterpretowałem fakty i założyłem, że pasażerowie musiali pokonywać wykop na całej długości zniszczonego wiaduktu.
Historia obozów jenieckich w dolinie jest rzeczywiście intrygująca. Spotkałem się z trochę inną teorią wyjaśniającą ich wpływ na powstaniu terminu "dolina śmierci". Otóż w czasie wojny miał być tam obóz robotników przymusowych, całkowicie zniszczony podczas jednego z alianckich bombardowań. Śmierć miało ponieść wówczas wiele osób. Próbowałem zweryfikować tę hipotezę. Szukałem wzmianek o tych obozach w różnych źródłach. Przejrzałem ówczesną prasę (w stopniu na który pozwolił mój słabnący zapał
) sprawdzając czy termin "dolina śmierci" nie był przypadkiem używany przed uruchomieniem połączenia tramwajowego. Nie znalazłem nic. Jako najbardziej wiarygodną uznałem więc relację prezydenta Zaremby, który w swoich wspomnieniach jako genezę tego terminu podaje wyłącznie napady rabunkowe.
A swoją drogą ciekawe jest, że w swojej książce, prezydent Zaremba uparcie używa terminu "most", w odniesieniu do wiaduktu na ulicy Druckiego-Lubeckiego. Czyżby inżynier, urbanista, nie rozróżniał tych terminów ? Sam zresztą pozwoliłem sobie na to w tekście, w celach głównie stylistycznych. Skoro może tak robić inżynier, to tym bardziej wolno biednemu humaniście.
Jeszcze raz dziękuję za canne uwagi. Będę wdzięczny za wszelkie dodatkowe informacje dotyczące tej okolicy.