Legendar Stettin

Dyskusje na temat powojennego Szczecina.
Awatar użytkownika
szperacz88
Posty: 753
Rejestracja: 20 sie 2004, o 15:19
Lokalizacja: Stettin, Moltkestrasse
Kontakt:

Legendar Stettin

Postautor: szperacz88 » 4 maja 2005, o 12:30

I.
Rok 1944. Nocne naloty lotnictwa alianckiego na Szczecin obróciły w perzynę całe Stare Miasto. Kierownictwo Landesmuseum Stettin już od dawna przygotowywało ewakuację zbiorów archeologicznych i dzieł sztuki z zagrożonego zniszczeniem miasta. Wytypowano 24 miejscowości, w których przygotowano obszerne schowki. Pewnej letniej nocy kilkanaście ciężarówek, drogą przez Greifenhagen i Bahn, dotarło do zamku Wildenbruch.



Sukces konserwatora

1 lutego 1945 roku czołgi zwiadowcze 2. Armii Pancernej Gwardii dotarły do Wildenbruch. Tego dnia, w przepełnionych wagonach kolejowych, niemieccy mieszkańcy opuścili wieś. 3 lutego wchodzący do wioski Rosjanie nie musieli strzelać, bo nie było do kogo. Zamek ewakuował się już w połowie stycznia. Kilka wozów załadowanych skrzyniami opuściło dziedziniec zamkowy ciemną nocą i skierowało się do Dziczego Lasu. Rankiem powróciły puste...

Majątek Dzikie Błota przeistoczony został w Państwowe Gospodarstwo Rolne. W nietkniętym przez wojnę zamku urządzono biura PGR i kilka mieszkań dla pracowników. Większość pomieszczeń pełniła funkcje gospodarcze. Zamkowe strychy i piwnice oraz ogrody były terenem intensywnych poszukiwań „skarbów”, choć jeden z polskich „sznitrów” pracujących w przedwojennym majątku wiele razy tłumaczył ludziom, że wszystko z zamku nocami wywieziono do lasu.


-------------------------------------------------------------
II.

Wspomnienia Eryki Jensen
byłej mieszkanki Trzebieży, obecnie mieszkającej w USA


(...) Z powodów biznesowych zdecydowali się przeprowadzić do Dużej Trzebieży. Przenieśliśmy się do małego domku w pobliżu portu. Zaraz obok teraźniejszego kapitanatu, dawniej rezydencji Pana Trettina. Mój ojciec wybudował drewniany dom, w którym były 2 pokoje. Jeden był szewskim warsztatem naprawczym, a drugi był sklepem obuwniczym, mieścił się on na ulicy Neuwarpstr. (ul. WOP), zaraz obok olbrzymiego domu (dawny młyn) Pani Lemke.
Naprzeciwko naszego domu w porcie, pamiętam masę ściętych z lasu drzew przygotowanych do zwodowania, do Feldmuehle (papierni Skolwin) w pobliżu Szczecina(...)

(...) Pamiętam, że w porcie, pewna kobieta wywieszała swoje pranie. Był również mały prom kursujący do Stepnicy.
Podróże promem do Szczecina i do Świnoujścia były zawsze dobrą zabawą. Moi rodzice często pływali tym promem do Szczecina, ponieważ tam zaopatrywali się w skórę i nowe zapasy produktów potrzebnych do szycia butów. Korzystając z wizyty w Szczecinie szliśmy do UfaPalast. To było kino. Przed filmem jakiś człowiek grał na Wurlizer Organ i to było najpiękniejsze. Na górze znajdowała się kafejka, gdzie można było kupić kawę i ciastka, zawsze przygrywała jakaś kapela. Pewnego razu była tam kapela Ukraińska. Mój ojciec był bardzo szczęśliwy - mógł porozmawiać z muzykami. Odwiedzaliśmy też Hakenterrasse (obecne Wały Chrobrego), ogród wzdłuż portu w Szczecinie jak pamiętam obsiany był pięknymi kwiatami. Niedaleko znajdował się rynek rybny.(...)

(...)Pewnego razu moja matka, wracając ze Szczecina kupiła mi wózek dla mojej lalki.(...)

(...)Moja podroż do Polic nie była prosta. Nasz pociąg, i tego nigdy, nigdy nie zapomnę, wyjechał z Trzebieży o 6:36 rano. Pociąg zabrał więcej uczniów po drodze. Po szkole i ćwiczeniach fizycznych, byłam kompletnie wyczerpana. Często jadaliśmy w Banhofsgaststaette w Policach. W szkole nawiązaliśmy dużo znajomości spoza miasta.
Nie pamiętam nazwy ulicy prowadzącej z dworca kolejowego do mojej szkoły. W szkole uczono nas: angielskiego, łaciny, biologii, matematyki i innych przedmiotów. Później doszedł język francuski, całkiem o nim zapomniałam.
Pewnego dnia nadszedł rozkaz ewakuacji szkoły z powodu bombardowania Hydrierwerke w Policach. Dla mnie oznaczało to albo powrót do Trzebieży, albo ewakuacje z dala od domu. Poszłam z ewakuacja szkoły do Gartz/Oder. Dano nam prywatne pokoje w domach mieszkańców. Mieszkałam u milej kobiety, ale jedzenie było jak dla żołnierzy, masowe karmienie, pod olbrzymim namiotem. Dostałam gorączki i zachorowałam na żółtaczkę. Wiec moja matka wyrwała mnie stamtąd, zawiozła do dziadka w Angermuende i zajmowała się mną dopóki nie wyzdrowiałam. Później wróciła do sklepu obuwniczego w Trzebieży. Często w weekendy jeździłam do domu. Pociągi były wypełnione po brzegi. Często mdlałam. Później budziłam się siedząc na siedzeniu, które nigdy nie było przeznaczone dla dzieci, tylko dla dorosłych! Chodziłam do szkoły, która była ewakuowana z Berlina do Angermuende. Byliśmy gościnnymi uczniami. Dzieci z Angermuender chodziły do szkoły z rana, a my popołudniu. Moje „szczęśliwe czasy w Trzebieży” były teraz nawet smutniejsze, jako że mój ojciec miewał ataki paniki spowodowane wojna, i zdecydował, ze potrzebuje więcej zabawy w swoim życiu. Mówił ze do tej pory w życiu nie miał jeszcze porządnej zabawy. Wiec podróżował pociągiem do Polic, do Szczecina i odwiedzał „łatwe kobiety”. Najpierw sprowadził do domu brunetkę, ale później przyprowadził blondynkę, z która wprowadził się do domu. Moja matka została wyrzucona i jedyne miejsce, w którym mogła mieszkać to był mały pokoik na poddaszu.Ta blondynka była 24 letnią wdowa po żołnierzu niemieckim z Polic, która urodziła córkę na pięć tygodni przed jego aresztowaniem. Mój ojciec w tym czasie miał 42 lata. Matka zarabiała naprawiając i szyjąc mundury na Malej Trzebieży, a kiedy przyjeżdżałam ja odwiedzić, odwiedzałam ja w małym pokoiku na górze. Ojciec się do mnie nie odzywał. Niemiecki rząd nic nie zrobił, aby pomoc mojej matce.
Rosyjski front był coraz bliżej i bliżej. Dla nas dzieci był rozkaz, że wszystkie dzieci powinny być ewakuowane na zachód, nikt nie powinien wracać do domu. Ja nie posłuchałam tego rozkazu, i chciałam jechać do domu do mamy. Pojechałam pociągiem do Szczecina. Na dworcu był napis, że pociąg do Trzebieży został odwołany. NIE MOGŁAM W TO UWIERZYĆ. Na stacji w Szczecinie, panował chaos, ciągle przejeżdżały pociągi, biegające pielęgniarki Czerwonego Krzyża w gumowych, zakrwawionych fartuchach i transportowani ranni żołnierze. I ja tam stałam. Było bardzo zimno i musiałam iść do ubikacji, ale tego nie zrobiłam, bo w każdym momencie mógł nadjechać pociąg do Trzebieży! Żaden jednak nie przyjechał. Pęcherz nie wytrzymał, i „woda” zamarzła w moich długich ciężkich spodniach. Teraz miałam dodatkowy problem. W tej mojej beznadziejności, wyszłam z dworca Hauptbanhof Stettin (Szczecin Główny) i poszłam na ulice, usiadłam na krawężniku i rozpłakałam się. I wtedy poczułam dłoń na moim ramieniu, i glos, który zapytał „dlaczego płaczesz „ To był niemiecki żołnierz. Opowiedziałam mu moja historie, moje niewykonanie rozkazu, i to że nie mam powrotu do domu. Poczym on powiedział mi, że on i kilku innych żołnierzy jadą ciężarówką do Trzebieży, aby uciec łodzią, więc mogą mnie zabrać. Zastanawiam się, co stało się dezerterującym żołnierzom. W każdym bądź razie, o 3:00 nad ranem byłam znowu z moja matka. Ona właśnie na mnie czekała! Kolejnego ranka złapałyśmy „ostatni odjeżdżający pociąg” Niestety, pociąg był przepełniony, tylko jeden przedział był pusty, ponieważ okna były powybijane i było bardzo zimno.(...)

(...) Później, jednego dnia niedaleko od nas usłyszałyśmy straszny hałas. Osoba krzyczała i waliła w drzwi. To był mój ojciec, był uwięziony w pralni. Miał możliwość ucieczki i ukrycia się w lesie, ale został złapany i przewieziony do więzienia w Stettin-Messenthin ( (Mściecino - SS Sonderlager Politz bei Stettin Ausenkommando Stutthof)(...)

http://www.trzebiez.pl/do46/erika/erika.html
Załączniki
police-dworzec.jpg
GG:6137084 szperacz88@tlen.pl/ 0508925219
Towarzystwo Wiedzy historycznej "Terra Stetinum"/motto: Fant zawsze musi być
posiadacz wykrywacza jabel i dyktafonu jakby co. Teren działania: Międzyodrze, strefa przygraniczna, las arkoński, wyspa pucka.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 32 gości

cron