Celownik bombowy Nordena był jednym z cudów techniki ówczesnego czasu i pilnie strzeżoną tajemnicą aliantów, do tego stopnia że na początku jego wprowadzenia zakazano lotów z nim nad... teren wroga (tajne przez poufne). Oczywiście szybko dostrzeżono bezsens takiego rozumowania i zakaz ten zniesiono, ale załogi miały wyraźne instrukcje aby w przypadku awaryjnego lądowania na terytorium wroga niszczyć to urządzenie, aby nie dostało się w niepowołane ręce (zresztą same urządzenia były tak konstruowane aby był ich możliwy łatwy demontaż w razie niebezpieczeństwa). Był też wyraźny zakaz zabierania na misje bojowe osób które zajmowały się konserwacją, kalibrowaniem i naprawą tych urządzeń.
Co do tzw. GEE BOX, to Niemcy szybko nauczyli się zagłuszać ten sygnał (był to w dużym skrócie sygnał z dwu lub więcej radiostacji emitowany z Angli, a w późniejszym czasie z terenów kontynentu, na podstawie których specjalne urządzenia potrafiły z dużą dokładnością określić własną pozycję - coś w rodzaju bardzo prymitywnego GPS), dzięki czemu było możliwe znalezienie i celu i przynajmniej teoretyczne możliwe bombardowanie go bez jego widoczności.
Niemcy też stosowali bardzo proste metody oszukiwania pilotów RAF i USAF poprzez pozorowanie na drodze ataku fałszywych celów, wzniecając pożary które były brane za płonące już cele. Właściwie wystarczyło często zasymulować tzw.
choinki, czyli zrzucane przez samoloty prowadzące (często bardzo kolorowo wymalowane dla łatwiejszego ich zauważenia przez resztę załóg bombowych) świetlne markery które wyznaczały rejon bombardowania. Reszta załóg miała tylko za zadanie wypełnić tak zaznaczony obszar swoim ładunkiem.
Ale najważniejszym czynnikiem był po prostu strach, ludzki strach który powodował że każdy, zarówno na ziemi jak i ten w powietrzu starał się przeżyć. To on powodował że nie myślało o się o celu jako ważnym strategicznie miejscu ale o tym że to może być grób każdego z nich. Czasami z wyprawy nie wracało 30% załóg, przy nalotach w których brało udział np: 300 samolotów (a był to średniej siły nalot) mogło nie wrócić nawet 100 maszyn (w każdym samolocie leciało 8 do 10 osób) co daje straty nawet do 1000 osób. Z kolei na ziemi ginęły dziesiątki tysięcy. Trudno sie dziwić, że każdy starał się ratować swoją skórę. Chyba klasycznym przykładem opisu strachu na wojnie jest książka Josepha Hellera Paragraf 22 i jego bohatera Yossariania (moja ksywka jest na Jego cześć
)
[url=http://picasaweb.google.com/yossarian67]Szczecinianin z urodzenia i przekonania[/url]