Postautor: Aygon » 7 gru 2006, o 00:54
Oto co znalazłem na innym forum. Nie wiedziałem że jeden ze znanych mi z "forum" miłośników lotnictwa i symulatorów (m.inn. Il-2 sturmovik), oraz moderator na dws.org jest ze Szczecina (Shapacoo). Nie wiem czy ktoś tu go zna ale co powieczie na wspomnienia jego dziadka które tam zamieścił :D
"Dzisiaj rowerkiem kopnąłem się do Babci. Na ruskie pierogi (nb. najlepsze na świecie, bo Babcine ). "Żeby sprawdzić, czy już młode ziemniaki się nadają". Wziąłem Kucyka, pojechałem.
No a po przybyciu Dziadek mówi do mnie, że:
- Znaleźli lotniskowiec, tego, który kiedyś w Szczecinie stał".
No więc odpowiadam, że wiem itepeitede... Dziadek mówi:
- No nie myślałem, że go jeszcze kiedyś zobaczę, a tu zdjęcia w TV pokazali.
- Widziałeś pewnie jak był zacumowany przy Wałach?
- No nie tylko widziałem, ale nawet trochę pozwiedzałem.
- Czemu nigdy nie mówiłeś?!
- A zapytałeś choć raz?
W tym momencie łapska mi opadły i zachciało mi się wyć. Generalnie "trochę" z Dziadkiem przegadałem na tematy IIwś (jest Sybirakiem, w '46 przybył do Szczecina), ale o tym nigdy mi nie wspominał. Pewnie gdyby nie to, że znaleźli "Grafa", to bym się nie dowiedział nigdy... Ale - wziąłem od razu Dziadzia na bok na spytki no i zacząłem "przesłuchanie". Niżej przedstawiam wyniki tego, co usłyszałem.
Dziadek zwiedzał "Grafa" w lipcu lub sierpniu 1946 roku, to było jego drugim przyjeżdzie z Piły do Szczecina (pierwszy w kwietniu, później pod koniec czerwca). Okręt stał wtedy zacumowany przy rzeźni (wychodzi więc z tego, że było to dzisiejsze Nabrzeże Bułgarskie), pilnowało go "z lądu" kilkunastu żołnierzy rosyjskich - wszyscy uzbrojeni w pepesze (a przynajmniej żadnego uzbrojonego inaczej Dziadek nie widział) oraz kilku na statku. Ze względu na b. dobrą znajomość rosyjskiego (jak by nie było ponad 5 lat na wygnaniu) mógł sobie z owymi żołnierzami pogadać właściwie jak równy z równym. Od nich się właśnie dowiedział, że to "giermanski korabl, nu sejczas eto wsio nasze". Po dalszej rozmowie wyraził chęć "połażenia" po okręciku, na co Rosjanin się zgodził. Dziadek zaznaczył przy tym, że pozwalali bardzo nielicznym, a i to przeważnie za rower, zegarek albo za wódkę (poza tym wówczas raczej mało kto miał ochotę na oglądanie niemieckiego lotniskowca, a takie towary wymienne były wówczas na wagę złota). Koniec końców Dziadek dostał się po sztorm-trapie na pokład (zwykłego trapu nie było). Co go od razu uderzyło, to porządek panujacy na pokładzie, a właściwie na głównym pokładzie rufy (na startowym niestety nie był, a tylko w hangarze, gdzie - jak mówił - nadal była czynna bardzo duża winda w pozycji opuszczonej (czyli wychodzi na to, że winda samolotowa na pokład). Pojechać się jednak do góry nie dało ze względu na kompletny brak prądu na okręcie. Później poszedł (a właściwie: "samo mi się trafiło") do sterówki, gdzie "właściwie nic nie było prócz dużego koła sterowego i dźwigni sterowania do maszynowni". Na pokładzie startowym nie zobaczył nic ciekawego, prócz otworu windy. Nie było też żadnych uszkodzeń. Po powrocie na rufę pooglądał sobie zataśmowane (!) 4 ckm-y stojące na stojakach trochę wyżej od relingu oraz kilka skrzynek z taśmami stojących tu i ówdzie. Na pytanie jakie to były karabiny, powiedział że nie wie, "ale na pewno niemieckie, bu ruską robotę bym poznał od razu". Zanotował też brak jednej z czterech szalup.
Kiedy wychylił się za burtę, dostrzegł wieże/stanowiska z działami (a być może już "po działach", gdyż tych nie zobaczył).
Następnie zszedł do siłowni - "nie było nic, prócz ciszy". Tutaj też panował porządek. Później obejrzał silnik - "Zultzer" z tego co odczytał na tabliczce. Do tego agragaty - "chyba Mann, sześciocylindrowe".
Ok. tydzień później był na "Grafie" jeszcze raz, żołnierze pilnujący byli w większości ci sami, więc znów mógł wejść "na gębę". Przywieźli wtedy akurat z obozu grupę niemieckich marynarzy do popuszczenia/naciągnięcia cum i poprawienia odbojnic. Nigdzie więcej nie chodził (prócz korytarzy, którymi chciał znaleźć jakieś przejście, ale na nic ciekawego nie trafił), bo dwukrotnie natrafiał na zaspawane drzwi i nie chciał schodzić w miejsca, gdzie było całkowicie ciemno.
We wrześniu na okręt nie było już można wchodzić, a jesienią ("w październiku albo listopadzie") odholowano go do Świniujścia na nabrzeże na Warszewie. Garnizon znajdował się po drugiej stronie Świny, w mieście, więc najprawdopodobniej żołnierze pilnujący go byli dowożeni. Za "Grafem" wczesną wiosną popłynęły 2 suche doki (na statki ok. 30 tys. ton), z czego jeden zatonął na wysokości Główek, bo... kufajmany zapomnieli zamknąć grodzi i był się dok trochę rozhuśtał po nabraniu wody. Hol odcięto, dok zatonął, po czym wydobyto go na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Drugi dok dopłynął do Świnoujścia, po czym poszedł "na wschód". Jeśli mieliby czymś załadować "Grafa" to tylko w Świniujściu, obniżona linia zanużenia jak dla pustego okrętu mogła być skutkiem jego uszkodzenia w 1945. Dziadek mówił jeszcze o 2 uszkodzonych/ zaślepionych zęzach, ale dokładnie co było, to nie wie, bo sam nie widział, a czerwonoarmista mało się na tym znał i być może gadał 5/10.
Wot i wsio. Dodam tylko, że Dziadzio później przez prawie 30 lat pływał statkami w PŻM, więc stąd raczej fachowe słownictwo w opowieści. Ze względu na wiek (70+) oraz raczej sporą ilość minionego czasu, opowiadanie jest naturalnie obarczone marginesem błędu. Mam nadzieję jeszcze coś wyciągnąć - na razie poleciłem Dziadkowi "intensywnie myśleć"
Musze z nim "poważnie" ;) pogadać.
Zweckverband fur Gross Stettin
GG:1237155
[url=http://www.prawobrzeze.org/galeria]galeria przedwojennego prawobrzeża[/url]
BUCHHEIDE VEREIN