Postautor: Finki » 22 sie 2005, o 23:43
no przecie ino wiem.
A na zakończenie zagadki piękny (moim i nie tylko moim zdaniem) utworek:
Z pomocą diabła Beliala -
jemu służy ziemska kula,
dyplomaci i królowie,
wszelacy ziemscy łotrowie -
jako też Asmodeusza,
co do nieczystości skuszą,
zaczynam ten żywot pisać,
kto przeczyta, będzie się śmiać.
Jako w noc w donicy grubej
zakwita kaktusik luby,
tak Konstanty na ostatek
wyszedł na świat niczym kwiatek.
Ojciec w czasy niegdysiejsze
był cesarzem w Azji Mniejszej,
od pijaństwa potem ogłuchł,
co dzień ścinał tysiąc głów.
Stanął z nożem nad swym synem,
rzekł: - Zrobięć muzułmaninem.
Lecz Konstanty w wierze trwał,
wcale się obrzezać nie dał.
Z takim tedy powikłaniem
nie mógł być cesarzem draniem.
Więc aby mógł sprostać temu,
został odźwiernym haremu.
Była tam w haremie Fatma,
puszczalska, nawet nieładna,
z którą - według pewnej wersji -
Kocio oddał się perwersji.
Mianowicie brali gruszkę
i białą zajęczą nóżkę,
potem leżą pod poduszką
ona z gruszką, a on z nóżką.
W ten sposób mijały lata.
Nagle trąby tratatata
i wjechał na koniu karym
Kemal Pasza do Ankary.
W dym obrócił haremu tłum,
a odźwiernych w rachatłukum,
więc ojciec "niech żyje!" krzyknął,
w ten sposób śmierci uniknął.
Aby nie mieć tarapatów,
poszli więc do konsulatu,
a tam siedział konsul z bródką,
który trochę pachniał wódką.
I rzekł Konstanty do snoba:
- Jesteśmy lotnicy obaj,
ja i mój tatuś ananas.
Do Polski tęsknota pcha nas.
Po miesiącu pod Okęciem
tak stanęło przedsięwzięcie:
- Ja będę uważał złota,
a ty wciąż mów, że tęsknota.
Potem były garden-party,
capstrzyki i zmiany warty.
Wreszcie nagle w środku lata
poszedł tata do zaświata.
Wreszcie rok 26-ty!
Pękły wiosenne upusty,
z nich lecą zwyczajem starym
i słowiki, i gitary.
Konstanty czuł, skąd muzyka,
więc wziął i do "Cyrulika"
pisał wiersze, a z wesoła,
o matołach i aniołach.
Płaciła mu dobra Polska,
wtem żandarm wziął go do wojska,
zabił w nim poezję czystą,
uczynił go pacyfistą.
Potem w Berlinie Konstanty
studiował perski romantyzm.
W końcu puścił księgi z dymem,
został wędrownym buffbnem.
Wędruje a rzewnie płacze,
tu i tam goryczy zazna.
Lecz w tej ziemi jak inaczej?
Trzeba z siebie robić błazna!
Wszystko tutaj opisałem
nie na czyjąś próżną chwałę,
lecz by zarobić ździebełko
na bułeczkę i masełko.
Konstanty Ildefons Gałczyński
1935
ArkadiuszSz, również gratulacje i pozdrowienia.