Postautor: Bachinstitut » 15 lip 2008, o 13:47
Z „bardzo” daleka od może być, ale z bliska… trudno, najwyżej… moim zdaniem ten szpic to wyjątkowy paszczur.
Niemiecka sztuka sakralna zwłaszcza z XIX i XX wieku „niespecjalnie” mi się podoba. Mimo kilku udanych pomysłów niektóre kościoły np. w Berlinie zawsze budziły moją odrazę. Takim przykładem był choćby Andreaskirche przy dawnym Schlesischer Bahnhof. Szczecin bynajmniej nie uniknął „średnio” udanych pomysłów. Dopóki na naszym nieco nudnawym Hohenzollernplatz nie wybudowano koszmarów zwieńczonych pokracznymi wcieleniami pruskich pikielhaub, było znośnie. Ale od kiedy Bugenhagenkirche zwieńczono makabrycznie wydłużoną, a Garnizonkirche - karykaturalnie odkształconą pikielhaubą, to Hohlenzollernplatz stał się w moim skromnym mniemaniu najpaskudniejszym placem Szczecina. Kiedy po wojennie zniszczone budynki zastąpiono naszym Mister Universum - Medicusem, to plac Zwycięstwa mógłby chyba wygrać ranking w konkursie na najbrzydszy plac na świecie.
I teraz, kiedy stojąc na palcu z obrzydzeniem odwracam wzrok od tych kościelnych pokrak widzę za Bramą Portową kolejny wybryk architektury.
Stateczniki i szybki niby miały urozmaicić tę strzykawkę do lewatywy? A nie można było postawić tam normalnych hełmów bez udziwnień, jak na przykład w Lubece?
Ostatnio zmieniony 15 lip 2008, o 23:31 przez
Bachinstitut, łącznie zmieniany 1 raz.
Erich-Falkenwalder-Gesellschaft