Postautor: Zahuś » 7 sie 2009, o 00:17
Witam i przepraszam bardzo, że tak długo się nie odzywałem. Mamy sporo komplikacji ze statkiem. Stan jednostki okazał się być dużo gorszy niż myśleliśmy. Koszty również. Musieliśmy zmienić też i bank na nowy by móc finansować remont a raczej pełną restaurację. Powoli odtwarzamy wszystko. Pod rdzą i farbą odkrywamy wiele nowych i nieznanych detali. Każdy szczegół jest badany i sprawdzany pod względem oryginalności. To co nie jest stare - jest usuwane. Wszelkie ślady po naprawach późniejszych są usuwane. Dnia 28.07 tj, w zeszły wtorek statek został wyciągnięty na slipie z wody. Stocznia kategorycznie nie zgodziła się na gości. Sami porobiliśmy dużo zdjęć. Dam znać jak je opublikujemy. Naszym oczom ukazał się piękny wysoki kadłub. Operacja trwała kilka godzin. Nie była łatwa. Poniemieckie wózki były dzień wcześniej rozłożone na szynach slipu przez płetwonurka. Wszystko dopasowane do kształtu kadłuba. Kadłub był również sprawdzony i pomierzony przez płetwonurka. Wszystko po to by uniknąć kłopotów a co najważniejsze uszkodzeń. Pierwszy i ostatni wózek był znakowany pionową stalową szyną. To po to by kierujący akcją Waldek Hłobuczek - współwłaściciel Forkoru - czyli stoczni remontującej nasz statek wiedział jak wygląda położenie kadłuba w stosunku do wózków. Statek został naprowadzony na wózki przez około 20 osób ciągnących powoli kadłub statku. W pewnej chwili Waldek dał znak ręką i ogromna wciągarka marki AEG rozpoczęła powolne napinanie liny. Minuta po minucie dziób statku rozpoczął powolne wspinanie się w górę po szynach. Operacja była przerywana by wciągarka mogła odpocząć. Bembidge waży ponad 300 ton - to nie barka czy holownik a całkiem spory dla tego slipu statek. Czy ktoś wie że Bembridge rozpoczęła swoją drogę na górę slipu na tych samych szynach, wózkach i przy pomocy tej samej wciągarki zasilanej tym samych starym silnikiem AEG co w latach 40-tych niemieckie U-boty i inne mniejsze jednostki Krigsmarine? Tak tak to ten sam slip. Statek z roku 1938 jest obecnie w tym samym miejscu gdzie były remontowani jego niemieccy rówieśnicy z których już żaden nie pływa a nieliczne wraki leżą być może gdzieś na Bałtyku albo może na Zalewie Szczecińskim? Tak więc Bembridge jest obecnie w miejscu z jej epoki. Ale wracając do slipowania to gdy wolno wychodził z wody dziób statku rufa zanurzała się pod ciężarem w wodzie. Po pewnym czasie cały dziób już był widoczny aż po stępkę. Nagle zaczęły się wyłaniać potężne stępki przechyłowe - to takie podłużne skrzydełka sterczące z boku obła kadłuba. Służą właśnie stabilizowaniu kołysania statku w czasie sztormowej pogody - stąd ich nazwa. Kiedy już widzieliśmy całe stępki rozpoczęły wyłaniać się śruby. Powoli łopatki zaczęły się ukazywać naszym oczom, po pewnym czasie ujrzeliśmy osie i potężne nakrętki śrub. Jednocześnie wyłaniała się płetwa sterowa. Układ śrub, płetwy sterowej i kształt rufy, kształt całego kadłuba czy samego dziobu udowadniał że projektujący w 1937 roku statek Bembridge Sir William Reed tworzył statek, którego wszystkie elementy konstrukcji wejdą w roku 1939 jako klasyka fregat typu Flower - statków, które ze swoją prędkością 16 węzłów skutecznie eskortowały alianckie konwoje. te 16 węzłów to była prędkość wyższa niż prędkość U-botów. Bembridge była jednak wersją cywilną - prototypem. Po jej prawie rocznej służbie jej projektant stworzył właśnie całą klasę korwet typu Flower i ta sama stocznia Smith's Dock rozpoczęła jako pierwsza budowę tychże właśnie korwet.
Bembridge była swoistego rodzaju królikiem doświadczalnym. Zdała jednak swój egzamin z wynikiem celującym. Nie tylko w roku 1938 ale również w lutym tego roku podczas jej holowania.
Po umyciu części podwodnej szok - rany to niesłychane - naprawdę część podwodna statku jest w stanie idealnym. Pierwotna grubość stoczniowa z 1938 roku która wynosiła wtedy około 10,25 mm dzisiaj ma od 9,5 do prawie 10 mm. To był szok nie tylko dla mnie ale i dla stoczniowców. To było naprawdę niesamowite.
Co dzisiaj?
Właśnie rozpoczęliśmy montaż mostka. Drewniane elementy wracają na swoje miejsce odremontowane i pomalowane. Do tej pory mostek wyglądał dość ponuro bo ... go nie było. Stalowe nadbudówka mostka jest już wypiaskowana i pomalowana podkładem. Elementy drewniane już nie są białe, już wyglądają znowu jak na materiał z którego są zrobione - egzotyczne gatunki drewna wyglądają znowu imponująco. Dno statku jest już wypiaskowane i pomalowane pierwszą warstwą podkładową - tak samo jak płetwa sterowa. Nitowane arkusze blachy dopasowane do kształty kadłuba i nity - to wszystko tworzy swój niepowtarzalny klimat i wygląd starego niezniszczalnego kadłuba. Aż szkoda będzie to wszystko ponownie zakrywać maskującą te piękne elementy wodą. Bembridge ma już gotowy górny pokład szalupowy. Jest taki jak w 1938 roku. Wymieniliśmy praktycznie cały górny pokład. Nic nie dało się uratować. Ale ani jeden nit nie zniknął. Wszystkie zostały na swoich miejscach. Na brzegu leży już odbudowany komin. Ma 4 m wysokości. Jeszcze trochę spawania i będzie wyglądał jak ten ucięty w roku 1976. Na burtach są obecnie 4 podłużne dziury. To tam stykała się z burtami bitumiczna wylewka środkowego pokładu. Nie wiemy co to jest ale topi się pod palnikiem i do tej pory śmierdzi. Wiemy że wylano to dla usztywnienia stalowych pokładów wewnątrz statku. Na górę śmierdzącej wylewni wylano cieniutki cement. Tam gdzie ta wylewka stykała sie z burtami i wręgami kadłub był przecięty na połowę. Tylko na śródokręciu gdzie była maszynownia burty i wręgi były jak nowe. I na dziobie i na rufie po obu burtach konieczna jest wymiana i fragmentów wręgów oraz poszycie. Ale nie ma obawy każdy spaw będzie wypolerowany i tam gdzie będą usunięte nity wrócą ich imitacje. Nikt nic nie zauważy. Zresztą nie trzeba być ślepym by zobaczyć że cała ekipa stoczniowców na czele z Waldkiem mają naprawdę ciepły stosunek do naszej starszej Pani. Powoli dzień za dniem odzyskuje ona swój dawny blask. Nie usuwamy jednak wgnieceń na kadłubie, śladów kolizji i na dziobie i na rufie oraz na burtach. Również wżery nie są napawane. Wszystko ma wyglądać na stare i używane. To tak jakby staremu żołnierzowi chcieć kosmetycznie usuwać wszystkie bitewne blizny które do tej pory tak dumnie noisił.
Odwiedziliśmy ostatnio z kolega Kamilem dwa duże złomy w Dani. Już mamy róg sygnałowy - to będzie sygnał Bembrigde wiszący na maszcie głównym obok mostka - przepiękna mosiężna tuba już się konserwuje u mnie w garażu. Przyjechała też kolumna kompasu z kompasem - z epoki, angielska. mamy też piękne dwa mosiężna reflektory na górę mostka, są też i piękne mosiężne repetytory telegrafu maszynowego z mostka. mamy też brakujące bulaja a jutro przyjeżdza 30 m łańcucha kotwicznego z Dani.
Na skupie złomu - u firmy Almex mamy odłożone 4 piękne kotowce - dwie to takie same jak miała Bembridge typu halla o wadze 600 kg. Jest też i zapasowa kotwica z fore peaku - czyli magazynku dziobowego. Tam też kupujemy około 30 ton brakującego balastu. U znajomego w Policach odnaleźliśmy starą kotwicę admiralicji - tzw sledge anchor - taka sama była na Bembidge na głównym pokładzie. Mamy już dawcę żurawików szalupowych - takich samych jak były na Bembridge - statek stoi w UK i idzie na złom. Jest w stanie takim że nie ma szansy na jego remont. Lata zaniedbań robią swoje. Remont tego statku jest wykluczony - sama rdza a od uderzenia młotka wszędzie robią się dziury w burtach. Tam są 4 szalupy drewniane - potrzebujemy 2 sztuk i piękne żurawiki - wszystko z lat 30-tych. Po złomowaniu jednostki sprzedadzą nam to co będziemy potrzebowali. Bembridge miała dwie pary łodzi - 2 szalupy ratunkowe i właśnie 2 łodzie pilotowe którymi dostarczano i odbierano 25 pilotów. Wszystko ma wyglądać tak jak było.
W Anglii szykują dla nas łodzie piotowe. Już prawie jedną mieliśmy ale piloci którzy pływali na Bembidge stają na rzęsach by je nam załatwić.
Dostaliśmy już wiele sygnałów z Wielkie Brytanii, że nasza operacja wzbudza spore zainteresowanie. Mamy przepiękny mail z muzeum które opiekuje się tym co zostało ze stoczni która budowała nasz statek czyli Smith's Dock. Stocznia ta w 1929 roku miała największe doki na świecie i była tym samym największą stocznią swojej epoki. Tym samym wiemy że naszą Bembridge budował nie byle kto.
Na dziobie, na stewie dziobowej będzie herb Szczecina - już dzisiaj mamy wymiary tego miejsca. Za jakiś miesiac będziemy wieszać ten herb. Nasz Gryf będzie się pięknie prezentował na tym angielskim dziobie.
Wodowanie statku będzie za jakiś miesiąc. Dam Wam znać. Tym razem będziemy to już robić jawnie. THPV Bembridge i my wszyscy będziemy gościć całą ekipę Sedina.pl z prawdziwą przyjemnością. Nie będzie to wielka impreza ale "ona" będzie już naprawdę dobrze wyglądać. Dam znać obiecuję. W ten weekend dokończę wklejanie wszystkich zdjęć i puszczę linka. Sami zobaczycie dlaczego miałem tyle nieprzespanych nocy. To jak wyglądał statek po przyjściu był niczym jak wyglądał jeszcze miesiąc temu. Dopiero teraz można go oglądać. Jadąc samochodem ulicą Nad Odrą widać ją. Wygląda naprawdę wspaniale.
Ale to nie koniec stresów, obaw, nieprzespanych nocy i po prostu zwykłego ludzkiego lęku - czy damy radę, czy starczy pieniędzy, czy statek będzie naprawdę dobrze wyglądał, czy ... oj sporo tego.
Dzisiaj mogę śmiało Wam powiedzieć - gdybym wiedział jaki jest prawdziwy stan Bembridge to pewno nie było by tego statku w Szczecinie. Powód byłby prosty - uznalibyśmy że jednostka w tym stanie nie maiła być szans na morską podróż. Dzisiaj dziennie statek konsumuje min 4-8 godzin mojego czasu., Nie tylko w godzinach pracy ale i poza nią. Nie tylko w normalne dni ale i weekendy. Nie tylko mnie ale wielu ludziom. Gdyby Bembridge została w Gillingham to pewno już dzisiaj pozostały by może bulaje i drobne wyposażenie w rękach prywatnych kolekcjonerów a strzępy pociętych palnikami blach leżały by na jakiejś górze złomu. Tam gdzie wylądowało w Anglii wiele zabytkowych i historycznych jednostek. Do dzisiaj nie wiem co spowodowało ta decyzję. Nie jestem osobą wierzącą. Ale naprawdę kiedy ją po raz pierwszy ujrzałem w internecie w styczniu tego roku - naprawdę jak zamykałem wtedy oczy chcąc zasnąć widziałem jej kadłub. Ja rozumiem twarz mojej żony, ktoś powie ładnej dziewczyny, ale statek? Totalne zboczenie. A jednak. Kiedy w trakcie remontu oglądałem z ludźmi ze stoczni Forkor stan niektórych miejsc kadłuba to do dzisiaj nie możemy się nadziwić jak to w ogóle było możliwe że Ona przetrzymała holowanie w lutym przez morze północne i Bałtyk, jak przetrwała grubą krę Zalewy Szczecińskiego. Jak to w ogóle było możliwe. Przecież to tylko statek, kupa blachy i nic więcej. A jednak jakaś przedziwna siła przygnała ją do Szczecina. Duchy ludzi którzy służyli na niej? Głupie, nie? Ale jak do cholery wytłumaczyć fakt że kadłub z tyloma dziurami dopłynął bezpiecznie do Szczecina? Nikt o tych dziurach nie wiedział. Były przykryte rdzą i farbą. Rdza i farba na poziomie betonowej posadzki z jednej strony i betonowa posadzka z drugiej zasłaniały prawdziwe dziury w kadłubie. Nikt nie mógł ich znaleźć ani w Anglii podczas badania grubości poszycia bo miejsca te były niedostępne ze statku a na pływanie dookoła statku po mule było wykluczone. No nic ale już teraz jej nic nie grozi a każdego dnia wygląda już dużo lepiej. Będzie dobrze, musi być dobrze. Załączam kilka zdjęć. Teraz będę informował już Was na bieżąco. Pozdrowienia Zahuś wraz z nową załogą THPV Bembridge 1938.
-
Załączniki
-
- Goła ale wypiaskowana i pomalowana podkładem nadbudówka od strony dziobu, widać nowy pokład.
-
- Od rufy
-
- Od dziobu
-
- "Śrubki"
-
- Dno i zabytkowy wózek
-
- nadbudówka z widocznymi ramami drewnianego mostku
-
- slip
-
- Śruby i ster wyłaniają się z wody
-
- już wchodzimy na slip
-
- THPV Bembridge stoi już nad rozstawionymi pod wodą wózkami.