Kierowca Pełnomocnika Rządu (4)

Leonard Borkowicz po wyjeździe ze Szczecina w 1949 roku ponownie odwiedził nasze miasto dopiero w 1983 roku. Na ten fakt złożyło się wiele przyczyn, m.in. pozostawiony bez odpowiedzi list do sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w sprawie Aleksandra Płaksiwego. Wówczas Pełnomocnik Rządu zobaczył Szczecin po raz ostatni…

Pierwsze trzy odsłony artykułu dostępne są pod tymi adresami:

(…) Z Borkowiczem bardzo długo nie widzieliśmy się. Później napisałem do niego list. Odpisał, prosił żeby do niego przyjechać. Pojechałem i opowiedziałem mu o swoich kłopotach. Bardzo się tym przejął. Bo ja, proszę pana, jestem chory na zawodową chorobę kierowców. Jestem uczulony na etylinę. Dlatego musiałem pójść na rentę. Pracowałem jako kierownik garaży samochodowych w Komitecie Wojewódzkim. I stamtąd w 1968 roku odesłali mnie na rentę. Miałem bardzo małą rentę. Powiedziałem o tym Borkowiczowi. A on powiedział: „– Panie Aleksandrze, niech pan się nie martwi, ja mam jeszcze mniejszą”. Ja o tym nie wiedziałem, a Borkowicz napisał list do Brycha, sekretarza Komitetu Wojewódzkiego. Ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Ja mam tu odpis tego listu.

Szanowny Towarzyszu Sekretarzu,

uprzejmie proszę o zajęcie się sprawą Aleksandra Płaksiwego. W latach 1945-1949 był on moim kierowcą (byłem wtedy wojewodą szczecińskim) poczem, kiedy zostałem ambasadorem PRL w Pradze, wyjechał wraz ze mną, a po powrocie do Szczecina został kierownikiem garaży, później także stacji obsługi KW PZPR w Szczecinie. W latach wspólnej pracy, w trudnych warunkach pierwszego okresu na Ziemi Szczecińskiej, Aleksander Płaksiwy wielokrotnie z narażeniem życia, zawsze nie szczędząc sił i czasu, wykonywał wszystkie zlecone mu obowiązki.

W 1968 roku, Aleksander Płaksiwy zatruty etyliną, cierpi na chorobę zawodową i otrzymuje bardzo skromną rentę (1600 zł). Wystawiłem towarzyszowi Płaksiwemu odpowiednie, uwierzytelnione zaświadczenie (jestem zweryfikowanym członkiem partii z zaliczeniem stażu partyjnego od 1928 r. w KPP). Zdaję sobie sprawę z nawału prac, które Was towarzyszu Sekretarzu obciążają, ale gorąco proszę o zajęcie się sprawą Płaksiwego zarówno z uwagi na osobę, jak i szerszy i chyba negatywny oddźwięk społeczny, który z konieczności budzić musi niesprawiedliwość w stosunku do człowieka powszechnie znanego z przyzwoitości i rzetelności.

Byłbym bardzo wdzięczny za poinformowanie mnie, czy istnieje szansa na załatwienie wyższej renty dla Płaksiwego.

Łączę wyrazy szacunku
L. Borkowicz

Fakt, że Leonard Borkowicz nie otrzymał odpowiedzi na ten list, był zapewne jednym z powodów, że nie chciał nigdy przyjechać do Szczecina. Wyjątek uczynił w 1983 roku.

Wizyta po latach

Otóż, po długo trwających zabiegach, udało się namówić go na udział w filmie dokumentalnym o pierwszych latach państwowości polskiej na Pomorzu Zachodnim i związany z tym, przyjazd do Szczecina. Przyjechał wprawdzie na oficjalne zaproszenie Telewizji Szczecińskiej, ale zgodnie z jego życzeniem, wizyta miała charakter prywatny. Przyleciał samolotem z Warszawy, w poniedziałek 23 maja 1983 roku. Według scenariusza filmu, który zatytułowałem Pełnomocnik Rządu, na lotnisku w Goleniowie Borkowicza miał powitać nie kto inny, tylko jego kierowca, Aleksander Płaksiwy.

Dla oczekiwanego gościa z Warszawy, miała to być niespodzianka, dla mnie, element zaskoczenia, który utrwali kamera. Poza tym, pierwszego wojewodę po latach nieobecności w Szczecinie, do miasta przywozi samochodem jego dawny, długoletni kierowca! Niestety (i tego nie przewidziałem), tego dnia pan Aleksander był tak przejęty, tak emocjonalnie przeżywał oczekiwane spotkanie z wojewodą Borkowiczem, że żona, pani Helena, w obawie o jego serce, kategorycznie zabroniła mi zabrania męża na lotnisko. Spotkali się następnego dnia w domu przy ulicy Tetmajera. Padli sobie w ramiona, uściskali się, Borkowicz ucałował panią Helenę. „Świetnie pani wygląda, pan też panie Aleksandrze, a jak dzieci? Bo ja już zapisałem się do klubu dziadków …”.

I tak potoczyła się długa rozmowa, ożyły wspomnienia. Na zdjęciach do filmu Pełnomocnik Rządu, Leonard Borkowicz przebywał w Szczecinie pięć dni. To było jego ostatnie spotkanie z tym miastem. Kiedy zapytałem Aleksandra Płaksiwego, czy zna bliższe powody dla których Borkowicz „unikał” Szczecina, odpowiedział krótko: – On wyjaśnił w tym liście do mnie. Tam jest wszystko zapisane. Sprawa załatwiona. A to dalszy ciąg listu cytowanego na wstępie:

Nie muszę Państwu tłumaczyć, jak bardzo miasto to wrosło w moje serce, bo były to przecież czasy, kiedy i ja byłem człowiekiem wierzącym w to, że robimy coś dla Polski. Jestem dziś zupełnie innym człowiekiem i jeśli na mój list w Pańskiej, Panie Aleksandrze, sprawie, pan sekretarz nawet nie uznał za wskazane odpowiedzieć np. „…nie mogę załatwić i proszę mi nie zawracać głowy…”, to ja w Szczecinie w żadnym charakterze nie chcę być. Po prostu nie chcę dać komuś okazji do „uświetnienia” jakiejś uroczystości (to nie jest zarozumiałość, ale ja ludzi i sytuację znam), ale z Państwem i innymi, którzy nic z „pionierstwa” nie skorzystali, zawsze chętnie się spotykam i zawsze towarzyszą mnie moje serdeczne i życzliwe myśli.

Nie przeczę, że mam i inne powody. Cieszę się, że mogę powiedzieć, że nie mam samochodu, telewizora, niczego na PRL się nie dorobiłem, ale na podróże mnie nie stać. Ponadto mam ciężką sytuację rodzinną, która nie pozwala na mój wyjazd z Warszawy. Proszę więc bardzo przekazać wszystkim, którzy na to zasługują, moje serdeczne, z głębi serca płynące pozdrowienia i życzenia zdrowia i szczęścia.

Wasz Leon Borkowicz

Ostatnie spotkanie

– Ostatni raz widziałem się z wojewodą Borkowiczem w 84 roku. To już było po tym, jak tu w Szczecinie film z nami kręciliście. Pamiętam, jak pan chciał żebym pojechał na lotnisko i jego przywitał, ale byłem bardzo chory. No więc jak zadzwoniłem do niego, że jestem w Warszawie z żoną, to się bardzo ucieszył. Wyszedł po nas na ulicę. On mieszkał na Angorskiej, przedtem na Mokotowskiej. Patrzę, a on leci do nas, jak zawsze żywy, żwawy. Przywitał się serdecznie. Obiad to nam sam zrobił. Nie pozwolił nikomu się dotknąć, ani żonie, ani gosposi. Przywiozłem buteleczkę Napoleona, wypiliśmy, był bardzo wesoły i zadowolony, bo akurat syn dzwonił z Kanady, że wszystko w porządku, ale to już był nie ten człowiek. Jak wyglądał Borkowicz, to pan wie. Zmarszczył brwi, nasrożył wąsy, huknął basem i sprawa załatwiona.

Nadal zastanawiam się, dlaczego nikt oficjalnie nigdy nie zaprosił pierwszego wojewody do Szczecina? W swoich, zresztą bardzo niepełnych, wspomnieniach Leonard Borkowicz napisał: „Na Pomorze Zachodnie przyjechałem pierwszy raz w marcu 1945 roku, a w marcu 1949 roku stamtąd wyjechałem. W ciągu tych czterech lat nigdy nie miałem nominacji na wojewodę”. Może właśnie dlatego, nikt go nie zaprasza do Szczecina?

Ciąg dalszy (epilog) za tydzień…

Artykuł “Kierowca Pełnomocnika Rządu” jest fragmentem nieopublikowanej książki Andrzeja Androchowicza “Poza kadrem”. Redakcja Portalu Miłośników Dawnego Szczecina sedina.pl przeredagowała powyższy tekst, m.in. wstawiając śródtytuły i dzieląc całość na poszczególne akapity.


Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia, Pamiętniki, Wspomnienia, Reportaże, Publicystyka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Kierowca Pełnomocnika Rządu (4)

  1. Pingback: sedina.pl » Blog Archive » Kierowca Pełnomocnika Rządu (epilog)

Możliwość komentowania została wyłączona.